autor: Michał Długosz
DiRT Showdown - demolka jak w Destruction Derby - Strona 2
Mistrzowie Kodu porzucają realizm na rzecz arcade’owego podejścia do rozgrywki. DiRT: Showdown nie będzie pełnoprawnym następcą swego poprzednika, a spin-offem adresowanym do grona odbiorców szukających szybkiej, efektownej i bardzo ekstremalnej rozrywki.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry DiRT Showdown - minimum rajdów, dużo destrukcji
Mapy, na jakich przyjdzie nam zmagać się z komputerowymi lub żywymi przeciwnikami, zostały zaczerpnięte z poprzednich odsłon DiRT-a, jednak odpowiednio zmodyfikowano je na potrzeby Showdown, dodając nowe elementy, mające niejako zmusić graczy do wyrządzania szkód rywalom. Naturalnie, oprócz lokacji znanych z wcześniejszych części serii, w grze ujrzymy całkowicie nowe, stworzone od podstaw. Odwiedzimy dzięki temu tory w takich miejscach jak Londyn, Kolorado, San Francisco, Jokohama czy Michigan. Ciekawym rozwiązaniem zaimplementowanym w DiRT: Showdown są tzw. pinch points, czyli obszary na każdej z tras, na których droga stanie się bardzo wąska, co w konsekwencji podniesie dynamikę wyścigów i oczywiście ułatwi to, co w tej grze najistotniejsze – demolkę.

Wszystko, co do tej pory wymieniłem, będzie dostępne zarówno w trybie gry dla pojedynczego użytkownika, jaki i dla osób, które cenią sobie zabawę multiplayer (w sieci – maksymalnie do 8 uczestników naraz oraz na jednym komputerze – za pomocą opcji podzielonego ekranu). DiRT: Showdown ma zawierać system społecznościowy do złudzenia przypominający Autologa z serii Need For Speed. Co za tym idzie, uruchamiając tryb dla wielu graczy, będziemy mieli okazję skorzystać z opcji pod nazwą Joyride, która jest niczym innym jak narzędziem zawierającym zestaw misji mających uatrakcyjnić zmagania z żywym przeciwnikiem i posiadającym integrację z serwisem YouTube, co w praktyce da nam możliwość pochwalenia się filmikami z naszych poczynań przed szerszym gronem niż tylko znajomi. Nie zabraknie też klasycznych wyzwań o to, kto okaże się lepszym i szybszym kierowcą na danej trasie, a wyniki nasze i przeciwników będą widoczne na tablicy liderów, znajdującej się w głównym menu gry.

Całość ma napędzać silnik graficzny EGO, na którym stworzono również poprzednie odsłony cyklu. Ludzie z Codemasters musieli go jednak odpowiednio dostosować do wymagań DiRT: Showdown i poza oczywistymi, kosmetycznymi poprawkami przede wszystkim skupili się na ulepszeniu fizyki, żeby wyginająca się blacha, latające opony i kawałki karoserii wyglądały jak najlepiej. Poza tym duży nacisk położono na oprawę artystyczną, starając się sprawić, aby gracz poczuł się tak, jakby uczestniczył w pasjonującym widowisku, jakim dla wielu są Demolition Derby. Wobec tego, poza trybunami wypełnionym po brzegi widzami, którzy tym razem mają już nie wyglądać jak namalowane na kartonie ludziki, będziemy mieli okazję podziwiać całą otoczkę – masę różnokolorowych ogni sztucznych, okrzyki widowni, a w środku tego wszystkiego warkot silników.

Bez wątpienia DiRT: Showdown ma być grą zdecydowanie różniącą się od tego, co wcześniej serwowało Codemasters. Będzie szybko, dynamicznie i efektownie, co może zrazić część fanów poprzednich edycji (którzy zdecydują się zapewne zagrać w coś innego albo poczekać na oficjalną kontynuację serii), jednak podejrzewam, że znajdzie się wielu nowych nabywców, dla których przejście na model czysto zręcznościowy okaże się strzałem w dziesiątkę. W końcu liczy się dobra zabawa, a sądząc z tego, co obiecują twórcy, Showdown ma być jej pełne po brzegi. Jak całość wyjdzie w praniu, przekonamy się już niedługo, bo premiera najnowszego dzieła Codemasters zaplanowana została na maj tego roku.