autor: Michał Bobrowski
Graliśmy w Ace Combat: Assault Horizon - gamescom 2011 - Strona 2
Ace Combat to jedna z najbardziej popularnych serii zręcznościowych gier lotniczych na świecie. Na gamescomie mieliśmy okazję zobaczyć jakie nowości przyniesie najnowsza odsłona cyklu zatytułowana Ace Combat: Assault Horizon.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Nasz helikopter/samolot możemy obserwować zza jego ogona, z wnętrza kabiny lub tylko z włączonym HUD-em. W każdej z tych perspektyw widać, że twórcy przywiązują dużą wagę do efektów graficznych. I dobrze – to właśnie naprawdę niezła oprawa była tym, co zawsze przyciągało mnie do serii, a zaprezentowana próbka pokazała, że ponownie w odniesieniu do tego elementu nie powinniśmy mieć powodów do narzekań.
Warto wspomnieć o nowości wprowadzonej po raz pierwszy w tej części Ace Combat – jeśli podczas pojedynków powietrznych wystarczająco zbliżymy się do przeciwnika, możemy jednocześnie nacisnąć oba bumpery i tym samym przejść w tryb, w którym kontrolę nad samolotem przejmie autopilot, a my skupimy się wyłącznie nad efektownym roznoszeniu na kawałki wrogich maszyn. Ten właśnie element można było przetestować w trakcie bardziej klasycznej dla serii misji, w której za sterami F-22 eliminowaliśmy przeciwników nad Miami. W praktyce, poza niewielkimi zmianami w rozplanowaniu elementów HUD-a, czułem się w niej niczym w Fires of Liberation – miło, nie za łatwo, ale za to efektownie i przyjemnie... z dziesiątkami rakiet na pokładzie i dziesiątkami wrogich maszyn na niebie.

Oczywiście pełen gwarantowanego patosu scenariusz to tylko jedna z opcji zabawy. Dużo więcej frajdy spodziewam się po nowinkach w multiplayerze. A jedną z nich jest tryb Capital Conquest, w którym weźmie udział po 8 osób w każdej z obu drużyn. Ich celem ma być zniszczenie bazy przeciwnika i co oczywiste – obrona własnej. Tutaj wyraźnie widać, że bez dobrej współpracy zespołowej nie ma co liczyć na sukces. Trzeba będzie ustalić, kto przejmie kontrolę nad samolotami myśliwskimi, a kto np. zasiądzie za sterami ciężkich B-1 lub B-2, aby zadać ostateczny cios. Dość istotne okaże się również przemyślane zarządzanie zdobytymi umiejętnościami – jedne zwiększą moc naszych rakiet, inne naszą manewrowość, a jeszcze inne poprawią statystyki całej eskadry. Dodam, że wspomniane mecze rozegramy nie tylko nad miastami, które występują w scenariuszu głównym – polatamy również m.in. na Paryżem oraz zapewne nad jeszcze niejedną metropolią... która stanie się dostępna jako płatne lub bezpłatne DLC.
Reasumując – miłośnicy wcześniejszych Ace Combatów oraz wszelkich powietrznych strzelanin, które niekoniecznie mają wiele wspólnego z realizmem, mają na co czekać. Ta gra na pewno nie zapowiada się na przełomową, ale w swoim gatunku przez jakiś czas nie powinna mieć godnych siebie rywali.
Michał „Misza” Bobrowski