autor: Szymon Liebert
Journey - przedpremierowy test - Strona 3
Twórcy Flower zabrali nas w niezwykłą podróż w becie swojej nowej gry – Journey. Czy studio thatgamecompany ponownie zachwyci swoimi niebanalnymi pomysłami?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Nowa gra thatgamecompany od strony artystycznej jest po prostu perfekcyjna. Nie chodzi o to, czy Journey będzie konkurować z Uncharted 3 o miano najładniej odwzorowanego piasku. Produkcja twórców Flower funkcjonuje w innych kategoriach – z premedytacją stawia na minimalizm i rezygnuje z graficznego przepychu. Dzięki temu osiągnięto niezwykle spójną, wyrazistą i intensywną stylistykę, której wtóruje równie udana oprawa dźwiękowa. Podmuchy wiatru, przesypujący się piach i ambientowe pomruki w tle pasują do siebie idealnie. Brawa należą się też za animację postaci i sterowanie, które jest naturalne i przyjemne. Jedynymi zgrzytami były sporadyczne błędy graficzne i przycinanie się postaci przy brzegach niektórych obiektów.
Co może wpłynąć negatywnie na jakość artystyczną Journey? Paradoksalnie, największe obawy wiążą się z typowymi atrybutami współczesnych gier: długością, strukturą i ogólnymi tradycjami. Studio thatgamecompany stoi przed trudnym zadaniem wyważenia parametrów, które wpływają na decyzję użytkownika o zakupie gry. Z jednej strony chcielibyśmy produkcji długich i wielowątkowych. Ale czy w ten sposób nie stracimy zdolności do budowania intensywnych i unikalnych doświadczeń? Wolimy intrygujące kilkanaście minut czy nudne kilka godzin?
Kolejną kwestią, która budzi pewne zastrzeżenia w kontekście poprzednich gier studia, jest typowa dla produkcji thatgamecompany tajemniczość i zdecydowanie mniejsza atrakcyjność dla pewnych grup odbiorców. FlOw było na tyle proste, że można było pograć w nie z dowolną osobą. Flower mogło imponować zarówno dzieciom, jak i dorosłym, kobietom i mężczyznom, graczom i laikom. Journey to smętna podróż po pustych krajobrazach ze znacznie trudniejszym sterowaniem – w taki sposób tę grę odbierze zapewne część osób, które świetnie bawiły się przy poprzednich dziełach thatgamecompany. Problem istnieje głównie na poziomie liczb. Studio musi przecież sprzedać swoją produkcję, niezależnie od tego, jak wysoko stawia ona innym poprzeczkę w zakresie wartości artystycznych.
Dla tych, którzy nie boją się eksperymentów i są w stanie wytrzymać kilkanaście minut bez odgłosów wystrzałów czy wybuchów, Journey będzie spełnieniem marzeń. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, bo krótka beta jest zachwycająca. Gra wygląda i działa fenomenalnie, intryguje i czaruje tajemniczością, a przede wszystkim nie popełnia błędów Flower. Poprzednia produkcja thatgamecompany była świetna, ale mimo wszystko pretensjonalna. W końcu twórcy opisywali ją jako poemat o marzeniach kwiatów. Tym razem Jenova Chen i spółka unikają niepotrzebnych dookreśleń i zdają się na inteligencję odbiorcy.
Szymon „Hed” Liebert