Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 18 lipca 2011, 14:37

autor: Szymon Liebert

Journey - przedpremierowy test - Strona 3

Twórcy Flower zabrali nas w niezwykłą podróż w becie swojej nowej gry – Journey. Czy studio thatgamecompany ponownie zachwyci swoimi niebanalnymi pomysłami?

Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.

Nowa gra thatgamecompany od strony artystycznej jest po prostu perfekcyjna. Nie chodzi o to, czy Journey będzie konkurować z Uncharted 3 o miano najładniej odwzorowanego piasku. Produkcja twórców Flower funkcjonuje w innych kategoriach – z premedytacją stawia na minimalizm i rezygnuje z graficznego przepychu. Dzięki temu osiągnięto niezwykle spójną, wyrazistą i intensywną stylistykę, której wtóruje równie udana oprawa dźwiękowa. Podmuchy wiatru, przesypujący się piach i ambientowe pomruki w tle pasują do siebie idealnie. Brawa należą się też za animację postaci i sterowanie, które jest naturalne i przyjemne. Jedynymi zgrzytami były sporadyczne błędy graficzne i przycinanie się postaci przy brzegach niektórych obiektów.

Gra jest perfekcyjna od strony artystycznej.

Co może wpłynąć negatywnie na jakość artystyczną Journey? Paradoksalnie, największe obawy wiążą się z typowymi atrybutami współczesnych gier: długością, strukturą i ogólnymi tradycjami. Studio thatgamecompany stoi przed trudnym zadaniem wyważenia parametrów, które wpływają na decyzję użytkownika o zakupie gry. Z jednej strony chcielibyśmy produkcji długich i wielowątkowych. Ale czy w ten sposób nie stracimy zdolności do budowania intensywnych i unikalnych doświadczeń? Wolimy intrygujące kilkanaście minut czy nudne kilka godzin?

Kolejną kwestią, która budzi pewne zastrzeżenia w kontekście poprzednich gier studia, jest typowa dla produkcji thatgamecompany tajemniczość i zdecydowanie mniejsza atrakcyjność dla pewnych grup odbiorców. FlOw było na tyle proste, że można było pograć w nie z dowolną osobą. Flower mogło imponować zarówno dzieciom, jak i dorosłym, kobietom i mężczyznom, graczom i laikom. Journey to smętna podróż po pustych krajobrazach ze znacznie trudniejszym sterowaniem – w taki sposób tę grę odbierze zapewne część osób, które świetnie bawiły się przy poprzednich dziełach thatgamecompany. Problem istnieje głównie na poziomie liczb. Studio musi przecież sprzedać swoją produkcję, niezależnie od tego, jak wysoko stawia ona innym poprzeczkę w zakresie wartości artystycznych.

Dla tych, którzy nie boją się eksperymentów i są w stanie wytrzymać kilkanaście minut bez odgłosów wystrzałów czy wybuchów, Journey będzie spełnieniem marzeń. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, bo krótka beta jest zachwycająca. Gra wygląda i działa fenomenalnie, intryguje i czaruje tajemniczością, a przede wszystkim nie popełnia błędów Flower. Poprzednia produkcja thatgamecompany była świetna, ale mimo wszystko pretensjonalna. W końcu twórcy opisywali ją jako poemat o marzeniach kwiatów. Tym razem Jenova Chen i spółka unikają niepotrzebnych dookreśleń i zdają się na inteligencję odbiorcy.

Szymon „Hed” Liebert

The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?
The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?

Przed premierą

Bethesda Softworks nie pozostawia nam złudzeń – upłynie jeszcze dużo czasu, zanim The Elder Scrolls VI trafi do naszych rąk. Jednak od premiery Skyrima minęło już prawie pięć lat, więc to pytanie samo ciśnie się na usta: czego oczekujemy od jego następcy?

Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi
Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi

Przed premierą

Escape from Tarkov zapowiada się na najbardziej realistyczny symulator przebywania na nieprzyjaznym terenie. Mechanizmy zabawy są bardzo proste – największe przeszkody czają się zupełnie gdzie indziej.

Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock
Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock

Przed premierą

Choć obie części System Shock zyskały uznanie krytyków, żadna z nich nie okazała się komercyjnym hitem. Trudno więc dziwić się, że niewielu chciało zainwestować w jej kontynuację. Teraz, po kilkunastu latach, zapomniany cykl wreszcie powraca do życia.