Rayman Origins - E3 2011 - pierwsze spojrzenie - Strona 2
Rayman Origins to kolejny restart serii, jaki szykuje się nam w tym roku. Po latach eksperymentów z marką, wracamy do dwuwymiarowych korzeni cyklu.
Przeczytaj recenzję Tak się robi platformówki! - recenzja gry Rayman Origins
Skoro o grafice mowa, warto poświęcić kilka słów oprawie audio, która idealnie komponuje się z tym, co widać na ekranie. Francuzi postanowili zintegrować efekty dźwiękowe z muzyką, i to w taki sposób, by te pierwsze stanowiły uzupełnienie tej drugiej. W rezultacie niektóre stworki, a także mijane podczas zabawy obiekty wydają odgłosy pasujące do rytmu danej melodii. Doskonale słychać to w trakcie zwiedzania Piekielnej Kuchni. Przebywające tam fasolki pierdzą w takt lecącego w tle utworu, dzięki czemu odgrywany kawałek staje się automatycznie bogatszy – jakkolwiek idiotycznie to nie brzmi.
Wiemy już, jakie nowy Rayman wydaje dźwięki i jak wygląda, a jak się w niego gra? Na pierwszy rzut oka wybornie, choć niewątpliwie przyjemność rośnie, kiedy do zabawy zaprosimy znajomych. Produkt firmy Ubisoft został zaprojektowany pod kątem trybu multiplayer, który obsługuje maksymalnie czterech użytkowników. Uczestnicy mogą wcielić się w Raymana, co jest rzeczą oczywistą, a także we wspomnianego wyżej Globoxa i dwóch Teensów. Co ciekawe, kolejni gracze mogą wchodzić do rozgrywki lub opuszczać ją w dowolnym momencie. Postacią pierwszoplanową w przypadku samotnej zabawy zawsze pozostaje tytułowy stworek.

Rayman Origins w interesujący sposób podchodzi do kwestii kooperacji i współzawodnictwa – prawdę mówiąc, oba te czynniki pełnią tu równie istotną rolę. Bez pomocy innych bohaterów nie będzie można dostać się do trudno dostępnych miejsc, takich jak np. położone wysoko półki skalne. Z drugiej strony gra sprawdza pod koniec każdego etapu, który z użytkowników zdobył najwięcej znajdziek i to on ogłaszany jest zwycięzcą rywalizacji. Żeby utrudnić innym osiągnięcie sukcesu, gracze mogą nawet okładać się nawzajem, co prowadzi zresztą do wielu zabawnych sytuacji. W trakcie zmagań nie można jednak zginąć. Wzorem New Super Mario Bros. Wii po “śmierci” bohatera zostaje on uwięziony w bańce mydlanej, którą da się dowolnie sterować. Rozbicie obiektu przez innego bohatera powoduje, że wyłączony użytkownik natychmiast powraca do akcji.
Rozgrywka jest bardzo dynamiczna, a nasi podopieczni cały czas muszą mieć oczy dookoła głowy, by przeżyć w niesprzyjającym środowisku. W Rayman Origins będzie sporo biegania, skakania, a także pływania i nurkowania, bo w nowym dziele Ubisoftu pojawią się również etapy z wodą, urozmaicające typową dla platformówek zabawę.
Kolejne dzieło Michela Ancela zapowiada się naprawdę dobrze – trudno oczywiście o ostateczne wnioski po zobaczeniu zaledwie krótkiego fragmentu rozgrywki, ale to, co widziałem w Los Angeles, bardzo mi się podobało. Nie wszyscy fani Raymana będą zadowoleni z faktu, że jego twórca postanowił odkopać dwa wymiary, ale ja akurat nie mam nic przeciwko – oglądając Origins w akcji, przypomniałem sobie, jak wspaniale kiedyś bawiłem się przy „jedynce”. Nie ukrywam, że z chęcią powrócę do Rozdroża Marzeń – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że stanie się to już w ciągu najbliższych miesięcy. Oby.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna