autor: Marcin Łukański
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - już graliśmy! - Strona 4
Premiera Wiedźmina 2 coraz bliżej, a co za tym idzie, CD Projekt ujawnia coraz więcej informacji i pokazuje coraz dłuższe fragmenty rozgrywki. Wybraliśmy się do Warszawy, aby przetestować kolejne przygody Geralta.
Przeczytaj recenzję Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - recenzja gry
Co istotne, w grze nie ma autoskalowania poziomów przeciwników. Oznacza to, że jeśli odejdziemy z głównego traktu i wkroczymy na przykład głęboko w las lub do podejrzanej jaskini, możemy trafić na potwory znacznie od nas silniejsze – wręcz takie, których nie będziemy w stanie pokonać. Dopiero gdy Wiedźmin osiągnie wyższy poziom doświadczenia, poradzimy sobie z takimi bestiami. Przykładem takiej potyczki była walka z potężnym pająkiem. Wędrując przez las, trafiłem na dużą polanę, na środku której stał potwór. Mogłem go zaatakować, ale też nie musiałem. Walka była dość długa, wykorzystywałem zarówno Znaki, pułapki, jak i bomby. Potyczka ta idealnie pokazała, że w czasie konfrontacji z potężniejszymi monstrami trzeba sprytnie używać wszystkich umiejętności Wiedźmina. Na początku w wąskim przejściu zastawić wnyki, zwabić poczwarę, potraktować ją bombą, a następnie wykończyć w starciu bezpośrednim, pomagając sobie odpowiednimi Znakami.
Gdy wkroczyłem do katakumb, zostałem zaatakowany przez tajemnicze zjawy. Walka z nimi przebiegała w podobny sposób jak ze zwykłymi najemnikami, z tą różnicą, że idealnie sprawdzał się srebrny miecz. O ile zwykłym ostrzem musiałem trafić ducha kilka razy, aby go pokonać, tak srebrnym wystarczały dwa celne ciosy. W katakumbach znalazłem ciało, które mogłem zbadać. Wskazywałem Wiedźminowi miejsca, którym powinien przyjrzeć się bliżej, a on wyciągał wnioski ze swoich obserwacji. Pomocne okazały się również narzędzia chirurgiczne, które zakupiłem na targu. Po oględzinach zwłok Geralt definitywnie stwierdził, że ma do czynienia z Sukkubem.

Wiedźmin wpadł na pomysł, aby wykorzystać Jaskra. Wyruszył wraz z poetą do miejsca, gdzie znajdowano zwłoki. W tym momencie nastąpiła ciekawa zmiana – wcieliłem się w postać barda. Na początku miałem zaśpiewać określoną pieśń, co spowodowało, że Sukkubus ujawnił swoją kryjówkę. Następnie mogłem zejść do jaskini lub wrócić do Geralta. Według słów producenta, tego typu zamieniania ról nie będzie zbyt dużo, ale sporadycznie sytuacje takie mają pojawiać się w grze.
Niestety, nie było mi dane zobaczyć, jak kończy się cała przygoda, gdyż wersja testowa właśnie w tym miejscu się wyłączała. Czas, który mi pozostał, wykorzystałem więc na odwiedziny w karczmie. Mogłem przetestować trzy knajpiane minigierki. Pierwsza z nich to siłowanie się na rękę. Musiałem utrzymać wskaźnik myszki w określonym, wąskim obszarze, który coraz szybciej się przesuwał. Nie stanowiło to większego problemu. Druga gra to „nieśmiertelne” kości. Zasad nie będę wyjaśniał, ale ciekawostką jest sam rzut. Jeśli wykonamy zbyt duży zamach, kości spadną ze stołu, a my stracimy potencjalne punkty.
Trzecią minigierką była walka na pięści. Zdecydowanie najbardziej efektowna „zabawa”, która została oparta na quick time eventach. Musiałem odpowiednio szybko naciskać konkretne klawisze, co powodowało, że Wiedźmin wyprowadzał kolejne ciosy. Szczególnie spodobała mi się animacja postaci w czasie walki. Jeśli miałbym sobie wyobrazić taką potyczkę, to mogłaby wyglądać właśnie w sposób zaprezentowany w grze.
Na moich knajpianych rozrywkach zakończyło się testowanie Wiedźmina 2. Pozostał ogromny niedosyt. Otrzymaliśmy bardzo mały fragment czegoś o wiele większego i bardzo rozbudowanego, co spowodowało, że potrafię opisać jedynie podstawowe mechanizmy rozgrywki. Mechanizmy, które działają bez zarzutu i mogą pochwalić się bardzo wysokim poziomem. Czy jednak wszystkie trybiki potężnej machiny, jaką jest Wiedźmin 2, będą funkcjonowały tak samo idealnie, dowiemy się dopiero, testując pełną wersję gry. Czekam na nią z niecierpliwością.
Marcin „Del” Łukański