autor: Krzysztof Gonciarz
BioShock 2 - test przed premierą - Strona 3
Zaskakujące wybory moralne, badanie przeciwników kamerą i walki z bossami. Takie właśnie atrakcje czekały na nas w kolejnej testowanej przedpremierowo partii etapów drugiego BioShocka.
Przeczytaj recenzję BioShock 2 - recenzja gry
BioShock 2 to prawdziwa piaskownica. Rozgrywka jest tak rozbudowana, jak tylko może być w grze bez otwartego świata. Poza ogromnym wyborem środków eksterminacji wrogów mamy tu całą masę ukrytych i opcjonalnych pomieszczeń, znajdziek (dzienników) oraz bonusów w rodzaju unikalnych toników. Zwiedzanie Rapture jest tym bardziej ekscytujące, że autorzy doskonale operują „narracją przez otoczenie”. Gra nie bombarduje fabułą i jeśli nie wykażemy się ciekawością, stracimy bardzo dużo. I nie mam tu na myśli tylko dzienników, które tak jak w „jedynce” opowiadają w zasadzie swoją własną historię. Nie, tutaj szczątki linii fabularnej są wszędzie: w napisach na ścianach, w porzuconych kołyskach, w zrujnowanych pokojach i w przewróconych meblach. Piękne jest to, jak wiele możemy dowiedzieć się, będąc uważnymi obserwatorami. I rzecz jasna wiele przegapić, jeśli będziemy po prostu iść do punktu docelowego. Nie zauważymy, że w apartamencie byłej piosenkarki ściany oblepione są jej zdjęciami i nagrodami, w kącie leży zaniedbany mikrofon, a znalezione w szafie nagranie opowiada o związku tej postaci ze złowieszczą Sophią Lamb.
Gra wygląda praktycznie tak samo jak pierwsza część. Odniosłem jednak wrażenie, że poziomy są po prostu większe, bardziej rozbudowane zarówno pod względem powierzchni, jak i wielopiętrowości. Autorzy stanęli w dość komfortowej pozycji, bo bardzo dużo materiałów – tekstur, plakatów, dźwięków (jak melodyjki automatów z przedmiotami) po prostu pochodzi z pierwszej części i nie ma w tym żadnego obciachu. To samo miejsce – Rapture – i ta sama otoczka. Znajdziemy też i nowe elementy graficzne, choć uczucie „powrotu” towarzyszy nam przez cały czas. A że o powrót w zasadzie chodzi, więc się do tego nie przyczepiam. Mówienie o tej grze jak o rozbudowanym DLC jest bardzo niesprawiedliwe.
Udostępniona wersja BioShocka 2 kończy się niesamowitą sceną, w której cały poziom zostaje stopniowo zalany przez wodę. Chaos i zgiełk, pękające rury i przeciekające zawory, panika wśród Genofagów, a dosłownie minutę później – spokój i bezkres obszaru, który został odzyskany przez ocean. Mam ochotę na więcej. Stopień zróżnicowania rozgrywki i naszpikowania poziomów ukrytymi niuansami po prostu mnie urzekł. Na drugi plan odeszły początkowe zarzuty, że gra jest bliźniaczo podobna do pierwszej części. Nie wiem, czy BioShock 2 będzie lepszy od oryginału, ale na początku lutego na pewno dam nura do Atlantyku.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz