Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 3 lipca 2009, 09:54

autor: Michał Basta

East India Company - testujemy przed premierą - Strona 3

Wersja beta East India Company pozwala zapoznać się z najważniejszymi elementami gry, czyli trybem strategicznym oraz bitwami morskimi. I choć tytuł nie będzie żadną rewolucją, to na pewno dostarczy sporo dobrej zabawy.

Przeczytaj recenzję East India Company - recenzja gry

W testowanej wersji dostępnych jest kilkanaście szczegółowo opisanych typów jednostek morskich. Wśród nich znajdziemy między innymi fregaty, galeony i potężne okręty liniowe. Każdy z okrętów posiada trzy typy kul: zwykłe, rażące odległe cele, łańcuchowe, sprawdzające się dobrze przy niszczeniu żagli i masztów na średnich dystansach oraz kartacze dziesiątkujące załogi okrętów z małych odległości. Jeśli ktoś nie ma ochoty samemu bawić się w dobieranie odpowiedniej amunicji, to wystarczy powierzyć to zadanie komputerowi. Interesującą opcją jest również możliwość wyrzucania towarów za burtę, w celu przyspieszenia okrętu i zwiększenia jego sterowności. Podczas bitew niejednokrotnie staniemy więc przed dylematem – wyrzucić towar i ratować flotę czy też spróbować podjąć ryzykowną walkę, aby nie stracić ładunku.

Jeden z przykładowych portów.

Dobry kapitan to podstawa

Interesujące są umiejętności specjalne kapitanów flot. Każdy dowódca dysponuje kilkoma bonusami, które często decydują o losie całej potyczki. W wersji beta było ich kilka, a spośród najciekawszych należy wymienić salwę z ognistych kul, naprawę okrętu czy zwiększenie celności naszych jednostek. Zdolności te regenerują się i po pewnym czasie są ponownie gotowe do użycia. Dowódcy biorący udział w bitwach otrzymują punkty doświadczenia, które możemy wymieniać na nowe umiejętności. Należy się jednak liczyć z tym, że z każdym upływającym rokiem kapitanowie się starzeją i około sześćdziesiątki po prostu odchodzą na emeryturę. Nie można więc zapominać o rekrutacji nowych dowódców, którzy w przyszłości przejmą schedę po zasłużonych weteranach.

W East India Company nie musimy dowodzić całą flotą z poziomu swobodnej kamery. W każdej chwili możemy przenieść się na wybrany okręt i sterować nim za pomocą klawiatury i myszki. Nasze poczynania możemy dodatkowo śledzić w specjalnym widoku, pojawiającym się w prawym górnym rogu ekranu. Jednak, prawdę mówiąc, jego wygląd i funkcjonalność stoją na dość mizernym poziomie. W tym trybie możemy również decydować o zwinięciu lub rozwinięciu żagli, a także ustalać pole rażenia dział. Dziwne jednak, że te przydatne opcje nie są dostępne podczas korzystania ze swobodnej kamery. Sterowanie pojedynczym okrętem wydaje się uzasadnione tylko wtedy, gdy komputer nie radzi sobie z jakimś manewrem lub gdy chcemy się trochę zrelaksować i samemu postrzelać do przeciwnika.

Ostra wymiana zdań na dobre rozpoczęcie dnia.

Bardzo nieprzewidywalnie zachowuje się sztuczna inteligencja. W jednych starciach wydaje się, że wszystko działa bez zarzutu – wróg nawiązuje walkę i bezlitośnie wykorzystuje nasze błędy. Zdarza się jednak, że komputer zupełnie głupieje bez żadnego powodu. Raz postanowiłem nie atakować i zobaczyć, jaki manewr wykona oponent, a ten – jak gdyby nigdy nic – po prostu płynął przed siebie, w ogóle nie nawiązując walki. Poważne błędy występują też w przypadku naszych jednostek. Wiele razy moje okręty stawały dziobem pod wiatr i za nic w świecie nie potrafiły się obrócić nawet o milimetr.

Wersja beta East India Company zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Spodziewałem się nużącej gry ekonomicznej, przeznaczonej dla amatorów arkuszy kalkulacyjnych, a zamiast tego otrzymałem dynamiczną i intuicyjną strategię, w której odnajdą się i weterani, i mniej doświadczeni gracze. Autorzy zachowali odpowiednie proporcje między ekonomią a bitwami morskimi, dzięki czemu świat dalekich wypraw morskich i walk toczonych między ogromnymi okrętami naprawdę wciąga. Jeśli tytuł zostanie doszlifowany przed premierą, to szykuje się prawdziwa gratka dla graczy lubiących tematykę morską.

Michał „Wolfen” Basta

Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest
Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest

Przed premierą

W niszy, która powstała po porzuceniu przez Ubisoft serii Heroes of Might and Magic sukcesy odnosić mogą mniejsi twórcy, tacy jak Lavapotion. Ich Songs of Conquest może być najlepszą grą w stylu „hirołsów” od czasów kultowej trójki.

STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

Graliśmy w My Summer Car – samochodowy survival dla wytrwałych
Graliśmy w My Summer Car – samochodowy survival dla wytrwałych

Przed premierą

Lato, urlop, własna bryka – My Summer Car brzmi jak lekka, wakacyjna przygoda, ale w rzeczywistości to hardkorowy symulator dla wytrwałych.