Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 sierpnia 2009, 10:38

autor: Szymon Liebert

East India Company - recenzja gry

Dla graczy zainteresowanych handlem morskim East India Company to ucieleśnienie marzeń. Tak przynajmniej jest w sferze teoretycznej.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Handel morski jest tematem gier od wielu lat, chociaż trzeba przyznać, że w najbardziej znamienitych przedstawicielach gatunku (pamięta ktoś Sid Meier’s Pirates?) wcielaliśmy się przeważnie w piratów. Termin ten okazuje się zresztą dość obszerny, co obrazuje anegdotka o piracie przyłapanym przez ludzi Cesarza. Rozbójnik zostaje postawiony przed władcą i zapytany, dlaczego bezcześci morza. Rezolutny wilk morski szybko znajduje odpowiedź: „Ja mam tylko jeden mały statek,” mówi, „więc nazywacie mnie piratem. Ty masz całą flotę, więc nazywasz się Cesarzem.”. W takich właśnie „zalegalizowanych” piratów wcielimy się w East India Company, produkcji początkującego studia Nitro Games, wspieranego przez Paradox Interactive. Gra zapowiadała się na prawdziwy diament dla fanów gatunku. Kamienie szlachetne bez skaz zdarzają się jednak rzadko.

Wciel się w europejskie państwo i zagrab wszystko,co mają do zaoferowania naiwne Indie!

Tytuł obejmuje okres od początku XVII do połowy XVIII wieku i przedstawia ekspansję europejskich państw kolonialnych w Afryce oraz Indiach. Skupiamy się przede wszystkim na rozbudowywaniu floty handlowej oraz poszukiwaniu dochodowych szlaków. Nie jest to bezstresowa wycieczka do Indii, ale ostra walka przy użyciu armat, uzbrojonych najemników i żołnierzy. Twórcy przygotowali trzy kampanie zawierające kolejne cele i wytyczne. Mamy więc scenariusz obejmujący cały wspomniany okres i polegający po prostu na rozwoju naszej kompanii handlowej. W drugim, pięćdziesięcioletnim zestawie skupiamy się na szybkiej rozbudowie, a w trzecim na prowadzeniu wojny. Walczyć można zawsze, bo wygramy nie tylko wtedy, gdy zrealizujemy kolejne zadanie, ale także gdy wyeliminujemy konkurencję lub przejmiemy indyjskie porty.

W pogoni za marzeniami. To znaczy za towaramiznajdującymi się jeszcze w ładowni przeciwnika.

Fani gier handlowych odnajdą się w East India Company bez problemów. Po wybraniu kampanii (lub rozpoczęciu gry dowolnej) oraz określeniu, którą nację chcemy reprezentować, przechodzimy do działania. Początkowo otrzymujemy małe statki, pierwsze zadanie oraz pełen dostęp do kilkudziesięciu afrykańskich i azjatyckich portów. Przyswojenie obsługi gry i zasad przychodzi błyskawicznie, więc szybko pojawiają się pierwsze zyski. Całość bazuje na uproszczonej ekonomii dzielącej towary na kilka rodzajów. Odwiedzając dostawców w egzotycznych portach, otrzymujemy czytelną informację o zysku, jaki na danym produkcie dostaniemy u siebie. Żeby dużo zarobić, a się nie narobić, wystarczy znaleźć atrakcyjną ofertę – prawie zawsze dotyczy ona ekskluzywnych towarów (herbata, przyprawy itp.) – i przełączyć statek w tryb automatycznego handlowania.

Spore ryzyko podejmujemy szczególnie na początku zabawy, kiedy wydajemy praktycznie całe fundusze na zakupy, by po dotarciu do domu zarobić mnóstwo pieniędzy. W międzyczasie, czyli w ciągu kilku miesięcy (minut w rzeczywistości) spędzonych w podróży jesteśmy bankrutami. To, czy dany towar zostanie dostarczony do portu macierzystego, bywa niejednokrotnie kluczowe, bo cały czas musimy uiszczać opłaty za utrzymanie własnego przedsiębiorstwa. Oczywiście później, gdy mamy już kilka flot handlowych, swoboda gracza znacznie się zwiększa i można szastać pieniędzmi, rozbudowując porty, konstruując statki wojenne oraz bawiąc się w negocjacje z innymi państwami. Na koniec każdego roku czeka nas podsumowanie finansowe oraz misja. Przeważnie jesteśmy proszeni o dostarczanie przedmiotów, towarów lub atakowanie wybranej, konkurencyjnej frakcji.

Tam i z powrotem - dobre określenie modelu handlowegozastosowanego w East India Company.

Tutaj kończą się pochwały, bo chociaż jest przyjemnie, to East India Company zawiodła moje – być może zbyt wygórowane – oczekiwania. Handel jest prosty, jeśli nie liczyć konieczności odpowiedniego zgrania dostaw i poznania swoich możliwości (w innym przypadku statki nie będą miały za co kupować towarów i wrócą z pustymi ładowniami). Pozornie sprawę utrudnia fakt, że nie znamy dynamicznie zmieniających się cen towarów. Tak naprawdę, ustawiając automatyczny handel, możemy podejrzeć najbardziej intratną ofertę dla każdego miejsca, więc stworzenie wydajnego połączenia, przy wykorzystaniu tego małego oszustwa, zajmuje właściwie kilka sekund. Zadziwia brak możliwości ustalenia bardziej skomplikowanej trasy czy szczegółów podejmowanych transakcji – jesteśmy zdani na autorskie modyfikacje sztucznej inteligencji.

Prowadzenie negocjacji z innymi państwami jest mocno okrojone, a sami zainteresowani zachowują się dość irracjonalnie. Duńska kompania, której zniszczyłem właściwie wszystkie statki, chciała przyjąć tylko ofertę pokoju, do której ja sam musiałbym dopłacić (fantaści?). Później otrzymałem od tego konkurenta ofertę zaniechania wojny w zamian za kilkadziesiąt wszawych tysięcy (chyba jednak optymiści). Mimo takich absurdów czasem można ugrać jakieś pomniejsze korzyści drogą pokojowych rozmów i przykładowo zyskać przydatnego sprzymierzeńca przeciwko konkretnej frakcji. Poszczególne kraje prowadzą rozgrywkę polityczną nie tylko z nami, ale także między sobą, więc czasem coś dzieje się za naszymi plecami. Wrogowie nie bardzo jednak radzą sobie z toczeniem wojen i stosują kulawe taktyki, zarówno na poziomie ekonomicznym, jak i wojennym.

Marynarz podobno ma dziewczynę w każdym porcie.Niestety w tej nadmorskiej mieściniewszyscy ludzie pochowali się w domach.

Walka w East India Company jest sporą zagadką. Z jednej strony mamy namiastkę symulacji podobno biorącej pod uwagę położenie statku na fali. Z drugiej – potyczki sprowadzają się do kilku prostych rozkazów, mimo że teoretycznie w jednym z dwóch trybów możemy bezpośrednio sterować okrętem. Bitwy morskie są do tego na tyle powolne, że chyba mało komu chciałoby się poświęcać na nie dużo czasu. Na ratunek przychodzi opcja automatycznego rozstrzygnięcia, która także jest kontrowersyjna. Gdy walczymy samemu, często nie da się dogonić uciekającego wroga. Automat natomiast zawsze zniszczy wszystkie jednostki przeciwnika, o ile tylko mamy nad nim przewagę. Zabawne są też wyniki starć. Mały statek z bezcennym ładunkiem wymyka się flotylli uzbrojonych piratów, a gra oznajmia bezczelnie, że przegraliśmy bitwę.

Warto wspomnieć krótko o kilku motywach, które wskazują, że twórcy starali się iść z duchem czasu. Przede wszystkim w grze występują elementy RPG. Każda flota, składająca się maksymalnie z pięciu statków, ma przywódcę. Zarówno poszczególne jednostki, jak i głównodowodzący zdobywają doświadczenie. Liderzy mogą wybrać kilka umiejętności (wpływających na handel, nawigację, morale itd.), które rzeczywiście mają pewne znaczenie. „Zabawne” są wydarzenia losowe. Przykładowo jeden z moich najlepszych ludzi zmarł nagle na tajemniczą chorobę i został automatycznie zastąpiony przez żółtodzioba. Zdarza się i tak. Inną sprawą jest występowanie popularnych osiągnięć (za ilość zarobionej gotówki, niszczenie statków itp.). Są one zupełnie nieprzydatne, ale może komuś spodobają się i zmotywują do działania.

Negocjować można, ale raczej jest to forma swoistego hobbydla znudzonych lobbystów i przedsiębiorców.

Oprawa audiowizualna stoi na średnim poziomie. Muzyka przygrywająca w tle jest przyjemna, chociaż raczej pozbawiona głębszego charakteru. Irytują natomiast głosy kapitanów, którzy odzywają się za każdym razem, gdy naprawiamy statki, kupujemy naboje, ładunek czy werbujemy żołnierzy. Grafika trzyma średni, ale zadowalający poziom. Modele statków są raczej proste – chociaż wzbogacono je o działa i samych żeglarzy. Mapa świata i interfejs są za to czytelne. Niepokojącą, chociaż właściwie już rozwiązaną sprawą są natomiast trójwymiarowe ekrany portów. Podczas wchodzenia do danego nadbrzeżnego miasta jesteśmy raczeni niezrozumiałym, kilkusekundowym wczytywaniem (nawet na mocnym sprzęcie). Na szczęście autorzy szybko dodali w łatce możliwość wyłączenia trójwymiarowych widoków portów.

Przy pierwszym podejściu do głównej kampanii East India Company na średnim poziomie trudności nie miałem problemów z zaliczaniem (ze sporym zapasem) wytycznych i zadań oraz z prowadzeniem wojny z 2-3 państwami. W kolejnych godzinach obcowania z dziełem Nitro Games znajdowałem też sztuczki (jeśli atakuje nas silniejszy wróg, to wystarczy zapisać i wgrać stan gry, dzięki czemu przeciwnik po prostu straci ochotę do walki), graniczące właściwie z błędami, które odbierały nieco przyjemność z zabawy. Wszystkie te minusy nie oznaczają, że East India Company jest produkcją słabą, bo potrafi wciągnąć i daje satysfakcję. Daleko jej jednak do jakości i egzotyczności indyjskich towarów. Trochę szkoda, bo zapowiadało się naprawdę aromatycznie, a tymczasem otrzymaliśmy produkt plasujący się zaledwie w górnej granicy przeciętności.

Szymon „Hed” Liebert

PLUSY:

  • przyjemny interfejs i prosta obsługa;
  • trochę indyjskiego klimatu jednak tu jest;
  • mimo niedociągnięć wciągająca zabawa (na kilka godzin).

MINUSY:

  • błędy (np. sporadyczne wychodzenie do pulpitu podczas automatycznej walki);
  • zbyt uproszczone podejście do ekonomii (brak zależności), handlu (mało towarów) i walki (mało jednostek, nieciekawe potyczki);
  • średnia oprawia audiowizualna (dla malkontentów);
  • nieco zbyt hermetyczny świat.
East India Company - recenzja gry
East India Company - recenzja gry

Recenzja gry

Dla graczy zainteresowanych handlem morskim East India Company to ucieleśnienie marzeń. Tak przynajmniej jest w sferze teoretycznej.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.