autor: Maciej Makuła
Batman: Arkham Asylum - test przed premierą - Strona 2
Niektórzy całe życie czekali na naprawdę dobrą grę o Batmanie. Sprawdziliśmy, co sobą prezentuje najnowszy kandydat do tego miana.
Przeczytaj recenzję Batman: Arkham Asylum - recenzja gry
Spacerując po Arkham
Leniwy początek zdaje się prosić o spokojną analizę walorów audiowizualnych omawianej produkcji. Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to rewelacyjna gra aktorów udzielających głosów występującym w grze postaciom, a jest to w dużej części ekipa znana z popularnego swego czasu również i w Polsce serialu animowanego. Mamy więc chociażby Kevina Conroya w roli Batmana, co z miejsca pozwala poczuć się jak w domu.
Najwyraźniej jednak po Oskarze dla Heatha Ledgera także i Mark Hamill (tak, ten Hamill) postanowił spróbować swych sił, brylując w roli Jokera – wobec czego to właśnie ta postać najbardziej zwraca na siebie uwagę. Cóż mogę rzec – hamillowski Joker wypada wyśmienicie, brzmi świetnie i na dodatek bez przerwy sypie zabawnymi, cynicznymi tekstami (możemy zacząć wznosić już modły o trzeźwe podejście dystrybutora do zagadnienia lokalizacji). Efekt końcowy podkreśla bardzo dobra animacja twarzy i wszystkich składowych postaci (kapitalne modele).

Czy ten silnik mnie pogrubia? – Unreal Engine 3 sprawia,że każdy wygląda jak krewny Mariusza Pudzianowskiego.
Batman: AA wykorzystuje silnik-kurę-znoszącą-złote-jaja, czyli Unreal Engine 3. Wielu wiadomość ta może bardziej odstraszyć niż stanowić dla nich rekomendację, dlatego już spieszę z dobrymi wieściami. Arkham Asylum to właściwie nie wiadomo jak stara budowla, którą podziwiamy nie dość, że nocą – to jeszcze podczas deszczu. A właśnie w takich warunkach omawiane algorytmy spisują się, moim skromnym zdaniem, najlepiej (patrz. Bioshock). Dzięki temu oprawa graficzna skutecznie oddaje mroczną, wilgotną i mocno nadszarpniętą zębem czasu atmosferę, koniec końców, złowrogiego psychiatryka.
Absolutnie nieprzewidywalny zwrot akcji
Nasyciwszy oczy widokiem ponurych murów Arkham oraz Batmana majestatycznie kroczącego za wózkiem wiozącym sypiącego fajnymi tekstami Jokera – jesteśmy świadkami, jak nasz karciany koleżka inicjuje spektakularną ucieczkę i wtedy to dopiero rozpoczyna się gra właściwa. Sytuacja przedstawia się niewesoło: Joker wypuszcza więźniów z cel, izoluje całą wyspę, grożąc zdetonowaniem różnych ładunków w mieście w wypadku interwencji z zewnątrz i zaczyna coś knuć. Co? Podsumuję fragment fabuły, który poznałem, tak – naprawdę zgrabnie łączy on wszystkie wydarzenia, w jakie zostaniemy wplątani i stanowi spójną całość z resztą gry.
Przebieg rozgrywki wygląda z kolei następująco – otrzymujemy nadrzędny cel, którym zazwyczaj jest zapobieżenie niecnym działaniom Jokera i przedzierając się przez Arkham, próbujemy go realizować. Po szpitalu wałęsać możemy się dość swobodnie, wracając do wcześniej odwiedzonych lokacji, jednak pomijając swobodę w sposobie osiągania celów – ogólny szkielet rozgrywki jest liniowy i kojarzy się ciepło z legendą znaną pod tytułem Metal Gear Solid. A to naprawdę mocny atut.
Batman, oprócz własnych kończyn, do poruszania się wykorzystuje też naturalnie swoje gadżety. Na pierwszy plan wysuwa się linka z hakiem, z pomocą której możemy sprawnie dostać się w różne miejsca oraz służąca do szybowania cudowna peleryna. W grze kilka razy pojawiają się elementy platformowe, dodam więc – że Batman, niczym Altair, samoczynnie wykonuje skoki nad przepaściami i wspina się po przytrzymaniu odpowiedniego przycisku (tzn. tylko doskakuje do półki – żadnego parkour). W praniu działa to bardzo dobrze. Jednak prawdziwie błyszczącym elementem Batman: AA jest szeroko pojęta walka.