autor: Szymon Liebert
Windchaser - przedpremierowy test - Strona 4
Dzieło niemieckiego studia Chimera stara się łączyć kilka gatunków, dodając do tego całkiem sympatyczną oprawę fabularną i audiowizualną. Sprawdziliśmy, jak prezentuje się ono w akcji.
Przeczytaj recenzję Windchaser - recenzja gry
W kolejnych misjach jesteśmy na różne sposoby ograniczani wydarzeniami fabularnymi. Przeważnie na początku otrzymujemy dostęp do ograniczonej liczby jednostek (często także tylko z jednej szkoły), a drogę w pewną stronę blokują wyjątkowo potężne oddziały wroga. Gracz musi zawsze przejrzeć całą dostępną lokację i zdecydować, gdzie najpierw powinien się udać oraz jak „ugryźć” broniące swoich kryjówek grupy. Przeważnie zadania i cele misji schodzą na dalszy plan. Na mapy można więc spojrzeć jak na pewną logiczną łamigłówkę. Mamy czerwonych wojowników (chaos), więc atakujemy oddział niebieski (koncentracja), żeby zdobyć dostęp do budynku szkolącego zielonych (dyscyplina). Przy ich pomocy natomiast jesteśmy w stanie wykończyć właściwego bossa. Tego typu szarady próbujemy rozwikływać praktycznie w każdym scenariuszu.

Opisany model rozgrywki na pewno przynosi dużo satysfakcji, a kolejne wyzwania są coraz bardziej interesujące. Kulminacją jest walka z ostatnim przeciwnikiem, podczas której musimy wykorzystać całą wiedzę o jednostkach. Gra nie jest trudna, bo tak naprawdę przegrać można tylko w paru momentach. Raz musimy przykładowo wytrenować czterech wojowników w określonym czasie, a jeśli nie zdążymy, to misja nie zostanie zaliczona. W zabawie przeszkadzają pewne niedociągnięcia i błędy oraz problemy ze sterowaniem. Czasem jednostki blokują się w wąskich przejściach lub wracając na statek albo nie reagują na polecenia. Przeważnie wystarczy jednak przeładować zapisany stan gry. Tego powiedzieć nie można o jednym z segmentów Windchasera – badanie pokonanych zwierząt zawsze się blokowało. Generalnie błędy są dość marginalne i zapewne łatki szybko je wyeliminują.
Windchaser, przy wszystkich swoich zaletach, nie jest grą rewolucyjną, ale jednak już teraz można powiedzieć, że na pewno spodoba się wielu polskim miłośnikom autorskich pomysłów. Twórcy zastosowali proste, aczkolwiek oryginalne rozwiązania i doprawili je może nieco drętwą, ale jednak bardzo przyjemną opowieścią. Wszystko to zostało przedstawione przy wykorzystaniu raczej średniej oprawy graficznej, która, podobnie jak reszta elementów gry, jest mimo wszystko dość sympatyczna. Warto dodać, że graficy nie silili się na stworzenie wielkich budowli i spektakularnych map oraz skontrastowanych z nimi maleńkich jednostek. One są tu przecież najważniejsze, więc rezygnacja z utrzymania proporcji jest uzasadniona. W tej produkcji liczy się bowiem nie rozmach i ogrom, ale treść, pomysły oraz dobra zabawa.
Szymon „Hed” Liebert
NADZIEJE:
- ciekawa mechanika zabawy;
- przyjemne misje i fabuła.
OBAWY:
- niezbyt imponująca oprawa graficzna;
- drobne błędy (zacinające się jednostki).