autor: Marcin Cisowski
PlayStation Home - przedpremierowy test - Strona 4
Home, sieciowy projekt Sony w założeniach był niezwykle ambitnym pomysłem połączenia Second Life, wirtualnego lobby, zbioru gier on-line i czatu z właściwościami serwisów Web 2.0. Co pozostało z tego pomysłu po dwóch latach oczekiwania?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Powierzchnia reklamowa
Na deser dostaliśmy kilka dni temu pierwszą przestrzeń reklamową. Nawiązująca do zawodów Air Race wyspa Red Bulla daje użytkownikom Home możliwość polatania samolotami na wzór prawdziwej konkurencji. Wybieramy więc jednego z trzech pilotów i wersji kolorystycznych i w tropikalnych klimatach pokonujemy w powietrzu kolejne bramki, niektóre klasycznie, niektóre w pionie.

Całkiem fajna zabawa, sterowanie wybitnie arcade’owe, fizyki prawie żadnej, ale jest tu element rywalizacji związany z biciem rekordów. Więcej takich atrakcji, a może odzyskamy wiarę w usługę, zwłaszcza że poważny start zapowiada EA Sports, którego strefa na pierwszych filmikach wygląda profesjonalnie i zapowiada więcej atrakcji niż jest teraz ogółem we wszystkich zakamarkach domu Sony.
W Stanach mieszka się lepiej
Wspomniałem, że w amerykańskim Home jest inne kino. To niejedyna różnica. Np. na rynku (który również designersko jest nieco inny) postawiono ekran z muzyką, na którym możemy glosować na kolejne utwory z gier Sony, jakie towarzyszą nam w czasie wycieczki. Jest jakiś element interakcji i społecznościówki, jest lepiej. Dodatkowo Amerykanie dostali dwie przestrzenie dedykowane konkretnym tytułom. Far Cry 2 przenosi nas na fragment sawanny, z domkami z blachy i wrakiem autobusu. Mamy tu interaktywne mapy, profile postaci. Z kolei Uncharted to jakaś klimatyczna speluna. Szafa grająca, automaty do gier, bar przy którym można posiedzieć i tajemnicze pokoje z materiałami typu making of, do których dostęp uzyskamy, zdobywając wcześniej hasło. Tak więc Europa została lekko pokrzywdzona, otrzymaliśmy produkt jeszcze bardziej wykastrowany względem pierwotnych założeń.
Daleka droga do domu
Czy warto odwiedzić Home? Myślę, że tak. Czy warto zostać tam na dłużej? Myślę, że nie. Home znać trzeba. Stał się on, chcąc nie chcąc, gorzką częścią historii naszej branży. Te ostatnie dwa lata developingu pod naporem oczekiwań i narastającej presji użytkowników to stopniowe zmienianie kierunku rozwoju, kolejne techniczne ograniczenia i brutalne zderzenie ambitnych założeń z możliwościami technicznymi, prawnymi i czasowymi postawionymi przed zespołem odpowiedzialnym za mityczny Home. Pasjonująca historia bez happy endu, odbijająca aktualną kondycję marki Sony i rozmaite problemy, z jakimi borykają się wszyscy twórcy. W sam raz na jakąś pracę dyplomową. Ktoś chętny?
Marcin „Cisek” Cisowski
