autor: Marcin Cisowski
PlayStation Home - przedpremierowy test - Strona 2
Home, sieciowy projekt Sony w założeniach był niezwykle ambitnym pomysłem połączenia Second Life, wirtualnego lobby, zbioru gier on-line i czatu z właściwościami serwisów Web 2.0. Co pozostało z tego pomysłu po dwóch latach oczekiwania?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Gracz sam w domu
Lądujemy w kreatorze naszego avatara. Postać tworzymy trochę jak w oblivionowym edytorze. Wybieramy szablon, a następnie suwakami ustalamy szczegółowe parametry – od długości nosa przez nadwagę po zagęszczenie brwi. Pełna dowolność, fajna swoboda, ale nowicjuszy może przytłoczyć, więc pewnie wiele osób zdecyduje się na predefiniowane szablony.
Do postaci dobieramy ubranie ze skandalicznie małej puli. 8 bluz, 6 par spodni, 4 pary butów, para rękawiczek, jeden kolczyk i dwie pary okularów. Ta zawrotna ilość darmowego stuffu spowodowała, że większość avatarów spotykanych na serwerze jest bliźniaczo do siebie podobna.
Serwery, na których spotykamy się ze znajomymi, mają ograniczenie do 64 osób. Wydaje się to małą liczbą, ale dostępna przestrzeń jest na tyle nieduża, że większa liczba postaci powodowałaby nieznośny chaos, a przeludnione miejsca spotkań wyglądałyby śmiesznie. Tym niemniej zapowiedzi globalnej usługi i porównania do Second Life wywołują uśmiech.
Home jest regionalizowany. Nie oznacza to jednak, że nie spotkamy się tam z kolegą ze Stanów. Również część zawartości jest różna w lokalnych wersjach. Skupmy się najpierw na europejskiej. Na umownej mapie możemy wybierać spośród sześciu obszarów. Jak wspominałem, każdy pobieramy osobno, a przejściom pomiędzy nimi towarzyszą dość długie loadingi. Bardzo nieprzyjemna to właściwość. Jak tu się cieszyć otwartym światem, skoro po przekroczeniu każdych drzwi musimy odczekać swoje, gdyż około minuty doczytują się tekstury avatarów w obrębie pomieszczenia. I tak co chwilę. Przez szyby oczywiście nie widać, co dzieje się na zewnątrz, wszystko to jest bardzo sterylne i odbiera ochotę na przemierzanie tych ogromnych połaci terenu.
Apartamenty
Zaczynamy w prywatnym apartamencie. Każdy użytkownik ma swój własny, w prezencie od Sony. Przyjemny widok na egzotyczną przystań, szum morza i jeden mały pokoik z zestawem kilku białych mebelków musi nam wystarczyć.
Dalej możemy zapraszać znajomych do swojego mieszkania, ale jedyne, co da się tam robić, to siąść na kanapie i rozmawiać. Na tę chwilę wszystkie wcześniej zapowiadane multimedialne narzędzia do dzielenia się zawartością pozostają w sferze marzeń. Aha, można jeszcze poprzestawiać mebelki i zmienić tapetę, ale tylko na jeden z kilku przygotowanych wzorów – ubaw po pachy.
Gdzie się bawić
Z apartamentu najbliżej na rynek. Z wielkiego futurystycznego holu pozostał jeno mały placyk z kilkoma drzewkami, stołami do gry w szachy i warcaby, bilbordami i telebimami. I oczko wodne z rybkami dla znerwicowanych. Z tego miejsca dostajemy się do pozostałych lokacji, to taki estetyczny hub.
Warto przy tej okazji wspomnieć, że emitowana jest tu reklama PSP z przyjemną muzyką. Fajne jest to, że im bliżej się podejdzie, tym głośniej słychać dźwięk – tak jest ze wszystkimi źródłami audio w Home. Skoro obszar ma tak mało funkcji, ludzie organizują sobie w tym miejscu dyskoteki. Wspomnijmy przy tej okazji o komunikacji. Pod jednym przyciskiem mamy sporą listę gestów. Bloki tematyczne – podziękowania, pozdrowienia, wyrazy dezaprobaty, zaskoczenia i spora ilość kroków tanecznych. Odniosłem wrażenie, że taniec to jedna z ulubionych zabaw Europejczyków.