autor: Marcin Łukański
Need for Speed: Undercover - już graliśmy! - Strona 2
Mam wrażenie, że seria Need for Speed wpadła w swego rodzaju błędne koło i biega za własnym ogonem. Mimo wszystko jest szansa, że otrzymamy całkiem porządną grę. Jednak nie nastawiałbym się na przełom.
Przeczytaj recenzję Need for Speed: Undercover - recenzja gry
Walka na autostradzie to zupełnie nowy tryb w serii. Zabawa polega na tym, by dogonić uciekający samochód i wyprzedzić go o konkretną długość. Całą akcję obserwujemy niejako z kabiny pojazdu, co daje dość solidne odczucie dużych prędkości. Naszym zadaniem jest odpowiednie manewrowanie między samochodami i uważanie na wszelkiego rodzaju barierki, murki i ostrzejsze zakręty. Jeśli przeciwnik ucieknie za daleko, to zawody skończą się niepowodzeniem. Zabawa w tym trybie jest całkiem przyjemna, ale nie ukrywam, że czegoś mi brakowało. Walka na autostradzie nie jest zbyt skomplikowana i można ją potraktować jako miły ozdobnik. Trudno jednak już teraz oceniać ten tryb jako całość, gdyż bardzo prawdopodobne, że „autostradowe potyczki” w późniejszym etapie gry będą znacznie bardziej emocjonujące.
Sprint oraz wyścigi nie różnią się niczym od znanych z poprzednich odsłon analogicznych trybów. Sprint polega na przejechaniu określonej drogi z jednego punktu do drugiego, a wyścigi na ukończeniu kilku kółek konkretnej trasy.
Wyprzedzanie to tryb, w którym – podobnie jak w przypadku walki na autostradzie – musimy prześcignąć przeciwnika, ale tym razem, aby wygrać, trzeba utrzymać się określoną ilość czasu na prowadzeniu. Wszystkie chwyty dozwolone. Gdy jesteśmy na pierwszym miejscu, możemy jechać gdzie chcemy i korzystać ze skrótów, a wszystko po to, aby sprawić ścigającej nas osobie jak najwięcej problemów.

Ostatni z trybów, w który udało mi się zagrać, polega na równoczesnym uciekaniu przed policją i niszczeniu otoczenia. W mieście znajdziemy wiele rzeczy, które można zdewastować – różne przystanki, rusztowania, ustawione na sobie skrzynie, kruche zabudowania czy wystawy. Za każde ze zniszczonych miejsc otrzymujemy konkretną sumę pieniędzy. Aby ukończyć tryb, musimy zdobyć określoną ilość dolarów, a następnie zgubić policję. W ten tryb grało mi się najprzyjemniej – zwodzenie policyjnych radiowozów daje wiele satysfakcji. Dodatkowo, niektóre miejsca są specjalnie oznaczone. Jeśli przez nie przejedziemy i zniszczymy wskazaną rzecz, to rusztowanie zwali się na ścigający nas radiowóz, a my zyskamy dużą ilość pieniędzy. Walka z goniącą nas policją jest bardzo efektowna, ale na początku gry nie sprawia zbyt wielu problemów. Funkcjonariusze mają być coraz bardziej agresywni wraz z naszymi postępami w grze.
Z samą policją będziemy mieli do czynienia również w czasie zwykłego zwiedzania miasta. Za każde przewinienie (czyli na przykład zniszczenie publicznego mienia, zderzenie z innym samochodem lub przekroczenie dozwolonej prędkości) otrzymamy punkty karne, co spowoduje wzrost specjalnego, czerwonego wskaźnika w rogu ekranu. Im więcej będziemy rozrabiać, tym większą uwagę funkcjonariusze będą zwracali na nasz skromny samochód. Oczywiście, jeśli coś przeskrobiemy w pobliżu radiowozu, pościg rozpocznie się od razu.