King's Bounty: Legenda - testujemy przed premierą - Strona 3
Klon Heroes of Might and Magic? Nic bardziej mylnego. Klasyczna gra studia New World Computing, która zapoczątkowała słynny cykl turowych strategii, powraca - teraz w nowoczesnej oprawie audiowizualnej i z kilkoma innowacjami.
Przeczytaj recenzję King's Bounty: Legenda - recenzja gry
Małe zmiany dotknęły też nasze jednostki. W grach z serii Heroes of Might and Magic tura danego oddziału kończy się w chwili wydania rozkazu na polu bitwy. W King’s Bounty: The Legend wojska mają do dyspozycji określoną liczbę punktów akcji, które w jednej rundzie można zagospodarować zarówno na ruch, jak i na atak. Dzięki takiemu rozwiązaniu jednostka strzelecka może na przykład uciec od stojącego obok niej przeciwnika jedno lub dwa pola dalej, a następnie strzelić w niego przy pomocy podstawowej broni. W Heroesach o takiej akcji nie ma mowy.
Pola bitew w King’s Bounty zostały zmniejszone, w efekcie czego pod względem rozmiarów wyraźnie ustępują arenom z ostatnich Heroesów. Tłoku na planszy, co prawda, nie ma, ale czasem robi się irytująco ciasno, zwłaszcza jeśli w starciu bierze udział więcej jednostek, a w okolicy znajdują się przeszkody, np. powalone drzewa. Parę razy zdarzyło mi się, że moje oddziały utknęły w martwym punkcie już na początku starcia i do momentu przerzedzenia szeregów wrogiej armii, nie mogły się nigdzie ruszyć.
W King’s Bounty: The Legend nasz bohater może kontrolować maksymalnie pięć wojsk różnego typu. Jakby tego było mało, liczba jednostek wchodzących w skład oddziału jest ściśle ograniczona przez współczynnik dowodzenia. Gracz nie może zatem wzmocnić w szybki sposób swojej siły bojowej, kupując wszystkie dostępne wojska. Jeśli marzymy o powiększeniu armii, musimy najpierw rozwinąć umiejętność dowodzenia, a to wiąże się z uzyskaniem kolejnego poziomu doświadczenia przez głównego bohatera. Umiejętność tę można również zwiększyć w specjalnych lokacjach, ale bonusy przyznawane tą drogą nie są, niestety, zbyt duże.

Opisane wyżej ograniczenie w znaczący sposób wpływa na rozgrywkę, utrudniając ją. W trakcie zmagań trudno dorobić się na tyle dużej i silnej armii, żeby z łatwością likwidować włóczących się po okolicy wrogów. Gracz jest zmuszony do ciągłego ciułania punktów doświadczenia – jeśli tego nie robi, może po prostu zapomnieć o sukcesach na polach bitew. Z tego właśnie względu na pierwszy plan wysuwają się w King’s Bounty: The Legend questy, które czasem pozwalają rozwinąć postać bez uciekania się do walki.
Wszystkie otrzymywane w grze zadania zlecane są przez bohaterów niezależnych. Questów jest po prostu mnóstwo i mają one różny charakter. Najczęściej trzeba kogoś zgładzić, ale trafiają się również misje eskortowe, polegające na doprowadzeniu danej postaci lub jednostki do wskazanego miejsca. Ponadto nie brak zleceń dotyczących dostarczania przedmiotów – zdarza się, że te ostatnie trzeba najpierw zdobyć, wyciągając je z flaków unicestwionych potworów. Przed przyjęciem zadania zawsze jesteśmy informowani, jaką nagrodę otrzymamy po zaliczeniu misji. To tak na wypadek, gdybyśmy potrzebowali dodatkowej zachęty do działania.