Space Siege - test przed premierą - Strona 3
Autorzy Dungeon Siege’a tym razem proponują nam przeniesienie się w przyszłość. Czy znacznie uproszczona mechanika rozgrywki nie odstraszy od Space Siege’a wielu sympatyków gatunku?
Przeczytaj recenzję Space Siege - recenzja gry
Obecność cybernetycznych implantów nie jest czymś nowym, niemniej w Space Siege dodanie ich jest sprawą przemyślaną. Przeszczepów dokonujemy w określonych punktach i po znalezieniu właściwych komponentów. W taki oto sposób możemy zmodyfikować siedem różnych części ciała bohatera, zaczynając od sztucznego oka, a kończąc na wymianie całego mózgu. Zamontowanie każdego implantu wiąże się ze zmniejszeniem współczynnika człowieczeństwa. Stopniowe przekształcanie się w maszynę wydaje się być bardzo kuszącą sprawą i domyślam się, że wielu graczy z takiej właśnie opcji skorzysta. Dodawanie implantów pozwala między innymi na zwiększenie szybkości przemieszczania się czy wzmocnienie siły pancerza. Najbardziej wymierną różnicą jest jednak możliwość używania specyficznych zdolności oraz noszenia broni zarezerwowanej dla cyborgów. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że stuprocentowym człowiekiem gra się trudniej, szczególnie że umiejętności „niepodrasowanych” postaci nie są zbyt interesujące. Jedyną motywacją może być więc chęć obejrzenia alternatywnego zakończenia.
Na ubogą warstwę RPG można by narzekać w nieskończoność. Nie zmienia to jednak faktu, że – gdy przychodzi do walki – Space Siege faktycznie staje się dość relaksującym produktem, będącym w stanie zapewnić dużo frajdy. Poziom trudności w testowanej przeze mnie wersji beta ustalony został dość sensownie. Średnio doświadczony gracz wyjdzie cało z większości starć, nawet pchając się między przeciwników. Większe wyzwanie stanowią wyłącznie bossowie, których nie ma jednak zbyt wielu. Warto też wspomnieć o pułapkach w postaci min. Chwila nieuwagi może doprowadzić do utraty sporej ilości energii. W danym momencie można mieć przy sobie maksymalnie cztery apteczki, ale za to na każdej mapie znajdują się punkty, gdzie za darmo regeneruje się zdrowie i manę, a także zapisuje stan gry.

Walka polega głównie na umiejętnym używaniu dostępnych akcji, z uwzględnieniem potrzebnego na ich zregenerowanie czasu oraz ilości energii, przywracanej za każdego zabitego przeciwnika. Dobrą informacją jest to, że dostępne giwery znacznie różnią się między sobą. Generalnie można dokonać podziału na broń skuteczną wyłącznie na niewielkie dystanse oraz na narzędzia zagłady rażące wrogów z bardzo dużych odległości. Mnie z oczywistych względów najbardziej przypadły do gustu pukawki zarezerwowane dla cyborgów, ze szczególnym uwzględnieniem miniguna. Najmocniejszą bronią w grze jest gauss rifle, lecz niestety problemem jest długi czas jego przeładowywania po każdym oddanym strzale. Pochwalić należy opcję umożliwiającą szybkie przełączanie pomiędzy dwiema wybranymi giwerami.
Główny bohater nie działa w trakcie gry w pojedynkę. W dalszej części zabawy pojawia się opcja skonstruowania robota HR-V, pełniącego rolę pełnoprawnego towarzysza na polu bitwy. HR-V jest w stanie korzystać z zarezerwowanych dla siebie umiejętności, choć – szczerze mówiąc – w ferworze walki niekiedy nie mamy czasu, aby dostatecznie się nim opiekować. Robocik w testowanej przeze mnie wersji momentami sprawiał problemy, ignorując rozkazy pozostania przy Walkerze i pakując się między przeciwników czy bezmyślnie biegnąc w stronę min-pułapek. Na szczęście odbudowanie pomocnika jest tanie i proste. Przeciwnicy w Space Siege występują w kilku różnych odmianach. W początkowej fazie gry ma się do czynienia głównie z przerośniętymi robalami, lecz z czasem pojawiają się większe bestie i to takie, które są w stanie dobrze walczyć w zwarciu lub zadawać dodatkowe obrażenia od ognia. W grze natrafimy też na bardziej ludzkich przeciwników, lecz pozwolę sobie ich pominąć, gdyż ich obecność powiązana jest z głównym wątkiem fabularnym tytułu.