autor: Borys Zajączkowski
Star Wars: The Force Unleashed - pierwsze wrażenia - Strona 2
Rzecz idzie nie tyle o kolejną produkcję osadzoną w świecie Gwiezdnych Wojen, ile o grę, której fabuła rozgrywa się pomiędzy epizodem trzecim a czwartym, czyli w pewien sposób łączy nową trylogię ze starą.
Przeczytaj recenzję Star Wars: The Force Unleashed - recenzja gry
Postać ucznia zapada w pamięć. Porusza się pewnymi, zwinnymi ruchami, miecz trzyma nonszalancko za swoimi plecami, a mocą – w niespotykanych rejestrach – posługuje się z łatwością nieosiągalną dla żadnego innego mistrza, jakiego poznaliśmy. Emanuje z jego gestów i z wykonywanych przezeń ruchów arogancka pewność siebie i pogarda dla wszystkich. Pamiętacie, jak potężny Yoda wyciągał X-Winga z bagna? Nawet on musiał się przy tym chwilkę zastanowić. :-) Uczeń Vadera, którym będziemy sterować, zdolny będzie łapać TIE Fightery w locie i rzucać nimi o ziemię, niszczyć wieże strażnicze, a tabuny przeciwników uzbrojonych w karabiny laserowe, nierzadko szybkostrzelne, nie będą w stanie go drasnąć. Strzały odbija mieczem świetlnym, nie poświęcając na tę czynność minimum uwagi. Ba, nie spogląda nawet w stronę, z której strzał pada – ot, obserwujemy w trakcie walk żywe i pewne machnięcia czerwonym mieczem, a świetlne smugi odbijają się nie sięgając celu. Czy tym celem miał być kark (miecz świetlny za plecy), czy noga (machnięcie od dołu).

Sam jednak rzadko kiedy posługuje się mieczem świetlnym podczas walki i trudno się temu dziwić. Mało który przeciwnik zdoła się dostatecznie do młodego ucznia zbliżyć – zwykle kończy pchnięty mocą na ścianę, złapany telekinetycznie (razem z otaczającymi go sprzętami, innymi postaciami, wszystkim, co się napatoczyło) i uniesiony w powietrze, bądź rażony błękitną błyskawicą. Przeciwnicy będą się starać ratować przed atakami mocą, łapać przedmiotów, łapać siebie nawzajem, ale nie na wiele się to im zda, a jedynie ubarwi obraz masakry. Na pytanie, czy uczeń nie jest zbyt potężny i czy w ogóle jest mu w stanie coś zagrozić padają dwie odpowiedzi. Owszem, gracz będzie w stanie zginąć, ale będzie mu trudno – ta gra raczej będzie polegać na radości płynącej z własnej potęgi i na wymyślaniu sposobów na jej jak najefektowniejsze zastosowania – łączenie walki mieczem i mocą w efektowne kombosy, wykonywanie nieoczywistych egzekucji, by jak najwięcej punktów doświadczenia zdobyć na każdym z pokonanych.

Druga odpowiedź odwołuje się do biegu fabuły filmów, w których tak naprawdę nigdy nie spotkaliśmy ani Jedi, ani Sitha u szczytu potęgi. Ci dobrzy posługiwali się mocą bez entuzjazmu, lubiąc jej potęgę zamykać w cokolwiek buddyjskiej wstrzemięźliwości, ci źli byli ciężko okaleczani bądź szybko ginęli. W The Force Unleashed będziemy mieć do czynienia z adeptem, którego nic nie hamuje w posługiwaniu się własną potęgą. Ha, jest do tego posługiwania gorąco zachęcany przez samego lorda Vadera: idź, mój uczniu, i przynieś mi informację, której szukam – możesz zabić wszystkich. A potem... You have done well, my apprentice. (Dobrze się sprawiłeś, mój uczniu). W ten deseń.