autor: Marek Grochowski
Championship Manager 2008 - przed premierą - Strona 2
Każdej jesieni producenci piłkarskich managerów próbują przekonać nas, że to właśnie ich projekt jest tym jednym jedynym, na którego powinniśmy wydać swoje pieniądze. I po raz kolejny jednym z nich jest kolejna odsłona Championship Managera.
Przeczytaj recenzję Championship Manager 2008 - recenzja gry
Pragnąc polepszyć swoje wyniki i zmotywować drużynę do lepszej postawy będziemy przeprowadzać z nią regularne rozmowy w szatni. Nie powinniśmy się jednak nastawiać na strofowanie podwładnych wydumanymi hasłami, lecz na normalne, przyjacielskie niekiedy rozmowy, prowadzone bez krzty protekcjonalizmu. Interakcja ze sportowcami nie ograniczy się wyłącznie do wymiany zdań odnośnie ich pracy podczas meczu. Piłkarze będą reagować żywo na każdą z podjętych przez nas decyzji, także tych pozaboiskowych. Przykładowo: kiedy w obawie przed niechcianym transferem zawyżymy wartość rynkową jednego z graczy, poskarży się on, że uniemożliwiamy mu przejście do innej drużyny, odbierając tym samym szansę na wypromowanie się albo kooperację z bardziej utalentowanymi partnerami.

Warto wspomnieć, że wzorem Football Managera każdy z zawodników zostanie opisany szeregiem cech charakteryzujących jego osobowość, psychikę, umiejętności techniczne oraz fizyczne. W Championship Managerze dojdą do tego również 32 „tendencje”, czyli skłonności kopaczy do stosowania określonych typów zagrań. Dowiemy się z nich chociażby, czy nasi ludzie lubią prowokować rzuty wolne, strzelać z dystansu albo podawać piłkę środkiem pola. Poprawki dostrzegalne będą także w zakładce treningu, z pomocą którego zdecydujemy, nad jakimi pięcioma aspektami sztuki piłkarskiej nasi gracze popracują w ciągu danego dnia albo kto z nich zostanie przekwalifikowany na alternatywną, bardziej dla niego dogodną pozycję.
Projektanci z Beautiful Game Studios zarzekają się, że w ich nowym dziele zmiany dosięgną także krytykowanej ostatnio pracy skautów. Łowcy talentów przestaną urlopować lub znajdować dla nas piłkarzy, którymi zdążyliśmy się już samodzielnie zainteresować, a przeznaczą czas na to, co do nich należy – wnikliwe szperanie. Zaowocuje to częstszymi i znacznie bardziej przydatnymi raportami z delegacji. Przy odrobinie szczęścia kupimy więc za bezcen kilku genialnych młodzików, a następnie sprzedamy ich z zyskiem jednemu z bogatszych klubów. Może się oczywiście zdarzyć tak, że nie będziemy potrzebowali dodatkowych środków, bo nasz zespół prosperuje wyśmienicie lub też… dysponuje hojnym niczym Roman Abramowicz sponsorem – finansowym patronem, którego, jeśli zechcemy, wybierzemy sobie już na samym początku rozgrywki.