autor: Krzysztof Gonciarz
The Elder Scrolls IV: Shivering Isles - już graliśmy! - Strona 2
Shivering Isles urzeka nowatorstwem i wielkością, stając się pod tymi względami zupełnym przeciwieństwem dotychczasowych plug-inów do Obliviona.
Przeczytaj recenzję The Elder Scrolls IV: Shivering Isles - recenzja gry
Gdy spotykamy na swej drodze pierwszych NPC-ów, zostajemy delikatnie sprowadzeni z powrotem na ziemię, gdyż ich wygląd jest tak samo szablonowy, jak większości postaci z wersji podstawowej. O wiele lepiej ma się za to kwestia jakości dialogów, a także czytania ich przez aktorów. Choć większość lektorów pozostała ta sama, pojawiają się też głosy całkiem nowe – dobra rzecz, bo te wtórne, oblivionowe wokale potrafią po pewnym czasie solidnie działać na nerwy. Pierwsza misja, na którą natrafiamy, polega na pokonaniu strażnika wrót do właściwej krainy wujka Sheogoratha. Nie wystarczy jednak po prostu rzucić się na tego upiornego, hellraiserowego Frankensteina z wystawionym kozikiem, gdyż jest on odporny na wszelkie konwencjonalne ataki. Konieczne więc będzie przeprowadzenie w pobliskiej wiosce drobnego, speechcraftowego maratonu i znalezienie sojusznika, który podsunie ci sposób na zdobycie strzał zdolnych spenetrować pancerną skórę potwora. Po drodze jeszcze tylko drobna walka z nieumarłymi, parę miłych dla ucha dialogów, po czym bierzemy się do sedna. Gdy w końcu się uda wyjść z bitwy zwycięsko, uzyskamy dostęp do podzielonej na dwie części krainy, tytułowych Drżących Wysp (choć nazwa to przewrotna, bo raczej nie ma tu żadnych „wysp”).

Mapa kraju Sheogoratha podobno zajmuje mniej więcej tyle, co 1/4 obszaru oryginalnego Cyrodiil. Znajdziemy na niej około 50 znaczników, oznaczających osady, forty i podziemia. Świat ten składa się z dwóch części: Manii oraz Dementii. Różnią się one głównie wyglądem i klimatem, a także spotykanymi w nich przeciwnikami oraz NPC-ami. Mania budzi pewne skojarzenia z Rajem Camorańskiego, który odwiedziliśmy pod koniec głównego wątku w Oblivionie – wszystko jest tu cukierkowe i z gruntu miłe dla oka, ale pod podszewką czai się szczypta niezdrowego szaleństwa. Dementia z drugiej strony nie próbuje nawet stwarzać pozorów, jest typową krainą skonsumowaną przez ciemną stronę szmocy. Półpłynna granica pomiędzy nimi wyznaczona jest przez niewidoczną, poziomą linię na mapie. Nie ma tam żadnego muru czy magicznej bariery, zawsze możemy swobodnie przejść z jednej strony Wysp na drugą.

Stolicą nowej krainy jest miasto o nazwie New Sheoth, jak wszystko inne – podzielone sprawiedliwie pomiędzy nie przepadających za sobą mieszkańców Manii oraz Dementii. Zdaje się ono być mniejsze, niż znane już 9 miast Cyrodiil, ale jest przy tym dość gęsto wypakowane sklepami, domostwami oraz innymi atrakcjami (jak łatwo zgadnąć, związanymi z questami pobocznymi). Najważniejszą budowlą jest oczywiście pałac Sheogoratha, gdzie zbzikowany staruszek stale rezyduje w towarzystwie wiernego Haskilla. To tutaj swój początek ma większość misji wchodzących w skład głównego wątku fabularnego Shivering Isles.