autor: Radosław Grabowski
Silent Hunter 4: Wolves of the Pacific - pierwsze wrażenia - Strona 3
W Paryżu zaprezentowano nam czwartą część słynnej serii Silent Hunter, noszącą podtytuł Wolves of the Pacific i traktującą oczywiście o kapitanowaniu łodzi podwodnej podczas II Wojny Światowej.
Przeczytaj recenzję Silent Hunter 4: Wolves of the Pacific - recenzja gry
Z kolei kontakt wzrokowy z jednostkami nieprzyjacielskimi pokazał, że świetnie odwzorowano nie tylko okręty amerykańskie, ale także japońskie. Łopocząca na wietrze bandera z promieniejącym czerwonym słońcem szczególnie widowiskowo prezentowała się na pokładzie pancernika Yamato, czyli największego (wraz z bliźniaczym Musashi) obiektu tego typu w historii. Kolejna nowość w stosunku do Silent Huntera III ujawniła się po trafieniu wrogiego statku torpedami. W zaatakowanym kadłubie pojawiły się bowiem różnego kształtu i rozmiaru wyrwy, odsłaniające elementy wnętrza. Natomiast odpowiednio wymierzone salwy z działa pokładowego po wynurzeniu pozwalały chociażby na odstrzelenie nieprzyjacielskim okrętom kominów, masztów radiowych i innych części składowych trójwymiarowego modelu. Wszystko przy dynamicznie zmieniających się porach doby, mających ogromny wpływ na rozgrywkę.
Pod koniec demonstracji roboczej wersji niniejszego produktu zapoznałem się jeszcze z wyraźnie zmodyfikowanym, w porównaniu z poprzednimi odsłonami Cichego Łowcy, systemem zarządzania załogą. Było tu zdecydowanie mniej czasochłonnego niańczenia marynarzy, a zamiast tego przejrzyste obsadzanie ludźmi trzech wacht. Wzorem gier z gatunku cRPG poszczególnym załogantom przypisano wskaźnik zdobywanych punktów doświadczenia, dzięki którym stają się oni efektywniejsi, doskonalą się w konkretnych czynnościach itp. Zbadałem jeszcze tryb Museum, dostępny z głównego menu gry i stanowiący obszerną encyklopedię multimedialną, obejmującą wszystkie zaimplementowane statki. Jako że prace nad SH4 nadal trwają, nie było np. sposobności przetestowania opcji zabawy wieloosobowej. Przedstawiciel developerów zdradził mi jednak, iż będzie ona zorganizowana nieco podobnie do typowej strategii czasu rzeczywistego. Uczestnicy mają otrzymać dostęp do znacznie uproszczonego interfejsu, w stosunku do trybu single player, aby przykładowo dwóch graczy mogło atakować japońskimi okrętami podwodnymi amerykański konwój pod osłoną niszczycieli i pancerników, kontrolowany przez trzeciego użytkownika. Zgodnie z historycznymi realiami, do starć pomiędzy głębinowymi łodziami nie dojdzie.
Dzięki wizycie w paryskiej siedzibie Ubisoft Entertainment mogłem naocznie przekonać się, iż francuska korporacja pozostaje jedną z nielicznych ostoi realistycznych symulatorów militarnych – oprócz serii Silent Hunter ma ona przecież pod swoimi skrzydłami Lock On: Modern Air Combat. Zaprezentowana mi gra będzie z pewnością produktem udanym, aczkolwiek jej ogromny stopień skomplikowania (nawet przy włączonym interfejsie uproszczonym) może odstraszyć wielu laików. Wygląd oprawy graficznej sugeruje, że również w materii wymagań sprzętowych poprzeczka powinna być zawieszona dość wysoko. Być może jest to kwestia niedostatecznej optymalizacji kodu gry lub wykorzystania zbyt słabego komputera, ale w trakcie demonstracji po uaktywnieniu wszystkich efektów wizualnych widać było wyraźny spadek płynności animacji. Mimo wszystko na obecnym etapie developingu Silent Hunter 4: Wolves of the Pacific prezentuje się wyśmienicie, a do zaplanowanej na wiosnę 2007 roku premiery jest jeszcze na tyle dużo czasu, że autorzy mogą nadać swojemu dziełu jeszcze sporo mistrzowskich szlifów. Pewnikiem właśnie tak będzie.
Radosław „eLKaeR” Grabowski