Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 28 lipca 2006, 10:05

autor: Maciej Jałowiec

Call of Juarez - przedpremierowy test - Strona 2

„Call of Juarez” ponownie pod lupą, czyli test kolejnej wersji beta najnowszego dzieła programistów Techlandu....

Dziki Zachód – do poprawki!

Swego czasu przeglądałem kilka informacji dotyczących wczesnej wersji gry. Interesowały mnie, jakie wtedy zostały zauważone niedociągnięcia. Teraz, kiedy CoJ poddawany jest ostatnim „szlifom”, można stwierdzić, czy błędy naprawiono i czy przy okazji nie pojawiły się nowe.

Sporo zastrzeżeń budziła liniowość gry i taki też będzie finalny produkt. Gracz będzie prowadzony jak po sznurku przez kolejne lokacje, co w sumie sprawi, że CoJ będzie tytułem „na jeden raz”, nawet pomimo obecności trzech poziomów trudności. Dzięki systemowi quicksave’ów czas gry prawdopodobnie dodatkowo ulegnie skróceniu. Nie należy jednak rozpaczać – takie Call of Duty (cóż za analogia nazw!) również było liniowe i króciutkie, a jednak grało się weń bardzo przyjemnie. Call of Juarez będzie pod tym względem grą podobną, z tym że dużo dłuższą od CoD. Gra podzielona jest na czternaście epizodów. Przejście każdego z nich zajmuje około pół godziny, a więc z prostego rachunku wychodzi, że nowy tytuł Techlandu da nam ponad siedem godzin gry.

Niepokój wywoływały również strzelaniny podczas jazdy na koniu. Obawiano się, czy celowanie i strzelanie nie okaże się nazbyt uciążliwe. Okazuje się, że walka w pełnym galopie jest dosyć trudna, ale tylko z początku; po kilku próbach można opanować tę sztukę, zapomnieć o niemożności używania bullet-time’u i nauczyć się dobierać odpowiednią broń do tego typu strzelanin.

Fizyka i możliwość ingerowania w otoczenie nadal pozostawiają nieco do życzenia. Z jednej strony, w grze pojawiają się momenty, kiedy należy wykorzystać leżące skrzynie i beczki żeby, na przykład, wejść przez okno na piętro budynku. Możliwości przenoszenia niemal wszystkich obiektów, w tym kapeluszy jakie spadły z głów przeciwników, są doprawdy imponujące. Istnieje jednak druga strona medalu – w niektórych miejscach fizyka zdaje się nie obowiązywać. W wersji beta natknąłem się na beczkę z TNT, obok której stały jeszcze dwie inne, jedna pusta, a druga czymś wypełniona, a więc i cięższa. Nauczony doświadczeniem z wielu innych gier, strzeliłem w beczkę z materiałem wybuchowym i oczywiście zobaczyłem eksplozję. Wynik? Pusta beczułka poleciała dalej, a pełna się po prostu przewróciła. Można się było tego spodziewać (wszak rozerwanie obiektów na kawałki to jednak trochę zbyt duże wymagania) i w sumie tak ma być. Natomiast w innym miejscu również natknąłem się na trzy takie same beczki. Z autopsji wiedziałem czego powinienem oczekiwać. Oddałem strzał w TNT, a pozostałe beczułki… nawet nie drgnęły! Mało tego! Stojący tuż obok rewolwerowiec nic sobie nie zrobił z wybuchu i dalej strzelał w kierunku głównego bohatera.

Czterech przeciwników to pestka dla pastora Raya, nawet pomimo tego, że jest w podeszłym wieku.

Bardzo Dziki Zachód

Call of Juarez zaskakiwało mnie co chwilę. Dzieło Techlandu oferuje to, czego w innych tytułach nie było, lub było bardzo niewiele. Najważniejsza sprawa to ogień. Porozrzucane tu i ówdzie lampy naftowe można wykorzystać do wzniecenia niemałego pożaru. Co ciekawe, płomienie są na tyle „inteligentne”, że wiedzą, które materiały są łatwopalne, a które nie. Ognisko na piasku wyrządzi niewielkie szkody, ale jeżeli rozpalimy je na dywanie w pokoju lub na plandece drewnianego wozu, ogień nie zgaśnie zbyt szybko. Można go jednak ugasić wodą z wiader, jeżeli przeszkadza on nam w kontynuowaniu rozgrywki. Prawie jak Emergency :-)

Walcząc z tuzinami wrogo nastawionych bandziorów spotkała mnie jedna niemiła niespodzianka. Podczas strzelania z rewolwerów, bębenek jednego z nich nagle wybuchł i byłem zmuszony znaleźć sobie inną broń. Na szczęście, jak zauważyłem, przypadłość ta dotyczy tylko broni krótkiej. Takiej choćby strzelby nie da się zniszczyć. Dość ciekawy sposób na urozmaicenie strzelanin, przyznam.

Zaskoczony byłem również podczas jazdy na koniu. W pościgu za uciekającym dyliżansem, można na śmierć zajeździć własnego rumaka, jednak broń palna... nie wyrządza mu żadnej szkody...

I tu wychodzi największe chyba dziwactwo Call of Juarez. Jest to tytuł obfitujący w przemoc, trup ściele się gęsto, a jucha bryzga na podłogi i ściany. Postacie nie stronią od wulgarnego języka, pojawiają się również nawiązania do seksu. Dlaczego zatem twórcy nie pozwolili na strzelanie do koni i masakrowanie zwłok przeciwników? W tej, tak zwanej, „kontroli zawartości” zatrzymano się jakby w połowie drogi, czego kompletnie nie mogę zrozumieć. Myślałem, że to może engine ma problemy z ciałami przesuwanymi za pomocą pocisków, ale pudła traktowane ołowiem w ten sam sposób nie stanowią dla programu żadnego wyzwania.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2
Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2

Przed premierą

Drugi rok z rzędu Ubisoft pokazuje na E3 świetne trailery Beyond Good & Evil 2. Problem polega na tym, że to czyste CGI, na podstawie którego nie da się niczego powiedzieć o samej grze. My mieliśmy możliwość zobaczenia gameplaya z BG&E2.

Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi
Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi

Przed premierą

Escape from Tarkov zapowiada się na najbardziej realistyczny symulator przebywania na nieprzyjaznym terenie. Mechanizmy zabawy są bardzo proste – największe przeszkody czają się zupełnie gdzie indziej.

Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock
Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock

Przed premierą

Choć obie części System Shock zyskały uznanie krytyków, żadna z nich nie okazała się komercyjnym hitem. Trudno więc dziwić się, że niewielu chciało zainwestować w jej kontynuację. Teraz, po kilkunastu latach, zapomniany cykl wreszcie powraca do życia.