autor: Rafał Wilkowski
Pro Evolution Soccer 6 - testujemy przed premierą - Strona 3
Zazwyczaj bywało tak, że Pro Evo od swojego japońskiego poprzednika nie różnił się zbytnio. Jednak tym razem mam nadzieję, że zajdą spore zmiany...
Przeczytaj recenzję Pro Evolution Soccer 6 - recenzja gry na PC
To, co wywołuje we mnie niemy śmiech, to wbieganie trochę po boku, jakieś 3-4 metry od miejsca, gdzie wykonujemy jedenastkę. Strzał na krótki słupek i... piękne okienko. GK ustawia się tak niefortunnie, że na krótkim słupku mamy bardzo dużo wolnej przestrzeni. Ale to nie wszystko. Po strzale w drugi róg bramki w większości przypadków odbija on piłkę (nieraz w ogóle nie reaguje i piłka spokojnie wędruje do siatki) i jeśli gramy ustawieniem z trzema CF to piłka wpada najczęściej właśnie pod ich nogi. Gdzie obrońcy? Biegają, gdzie popadnie, ale o nich też wspomnę, bo jeszcze kilka słów trzeba powiedzieć o piłkarzach grających najczęściej z numerem 1. Czas przejść do najbardziej denerwującego elementu z nimi związanego. Już pomijam fakt, że odbijają piłkę w kierunku atakujących piłkarzy drużyny przeciwnej. Gorzej, że często kierują ją do bramki! Mało tego. Nieraz po zbadaniu dokładnie sprawy podczas replaya okazuje się, że trajektoria piłki minęłaby bramkę! Jak dla mnie po prostu tak być nie może. Na początku zrobiło to na mnie wrażenie, ponieważ po mocnym strzale wiadomo, że piłka jest w stanie przebić się przez ręce najlepszych graczy broniących dostępu do siatki. Tyle że w normalnych meczach, które oglądamy w realu, a do których PES zmierza, zdarza się to bardzo rzadko. A tu odpalając nawet na kilka spotkań grę możemy być pewni wystąpienia tej sytuacji.
Czas wspomnieć o obrońcach i w ogóle reszcie piłkarzy. Reagują za wolno kiedy piłka niespodziewanie leci w ich kierunku co przy 4-5 osobnikach przy sobie powoduje totalny chaos, a gała odbija się jak we fliperze. Szczególnie jest to denerwujące, gdy bramkarz wybija ją, a obrońca stoi jak kołek i pozwala, by piłka uderzyła w niego i wpadła tam, gdzie nie powinna. Boję się także, że kolejny raz wrócą schematy z PES4. Tak samo łatwo dryblingiem zgubić piłkarzy przeciwnej drużyny, a w połączeniu z prawie zawsze wybijanymi piłkami przy strzale z boku mamy nieciekawą mieszankę. Nie jest dobrze. Pozostaje tylko wierzyć, że był to błąd w sztuce, który zostanie naprawiony już niebawem.

Graficznie wszystko prezentuje się ciut lepiej niż w Pro Evo 5. Tekstury, które imitują skórę zyskały rysy, co jeszcze bardziej wpłynęło na lepszy wygląd piłkarzy. Jednak te dodatkowe zabiegi kosmetyczne źle wpłynęły na animację. O ile kamera Normal lub Wide zapewnia raczej stabilny obraz, tak kamery TV sprawują się znacznie gorzej. Często dochodzi do zwolnień, co negatywnie odbija się na prowadzeniu gry. Jeśli chodzi o SFX to nie usłyszałem żadnych rewelacyjnych zmian. Jedyne, co z chęcią bym zobaczył w temacie dźwięków w europejskim wydaniu tej piłki, to głosy japońskich komentatorów. Nic z nich nie rozumiem, ale są dużo zabawniejsze niż popisy Petera Brackleya i Trevora Brookinga.
Pożyjemy, zobaczymy. Na dzień dzisiejszy nie wygląda to ciekawie. Po wspaniałej piątce z nielicznymi błędami czeka nas coś na wzór PES 4, jednak z dużo gorszą grą bramkarzy. Wierzę jednak, że przez te kilka miesięcy, zanim gra trafi do europejskich sklepów, sporo się zmieni. Możliwe też, że część tych błędów można wyeliminować poprzez ustawienia w menu Formation. Doszło w nim do sporej rozbudowy. Jednak, aby je zrozumieć, wymagana jest znajomość języka skośnookich braci. Co by nie było, Pro Evolution Soccer nawet w takim wydaniu pozostanie najlepszą kopaniną, jaka kręci się w czytnikach naszych platform. Mimo błędów z pewnością zapewni nam dużo więcej zabawy niż konkurencyjne produkcje i pozostanie tak jeszcze przez długi, długi czas.
Rafał „WLQ” Wilkowski
NADZIEJE:
- dynamiczniejsza rozgrywka;
- mniej fauli = płynniejsza gra.
OBAWY:
- jeśli nie poprawią zachowania bramkarzy, źle to się odbije na tej części;
- możliwe, że powrócą schematyczne ataki znane z PES4.