autor: Marek Czajor
Medal of Honor: Airborne - przed premierą - Strona 3
Kolejny odcinek kultowej serii rzuci was ponownie na europejskie pola walki, pozwalając ocenić sytuację z lotu ptaka. Spodziewajcie się wielu nowinek i usprawnień, wszak to pierwszy Medal, produkowany z myślą o konsolach nowej generacji.
Przeczytaj recenzję Medal of Honor: Airborne - recenzja gry
Zgodnie z tradycją serii programiści z EA Games wychodzą ze skóry, by klimat i oprawa gry były jak najefektowniejsze i jednocześnie najwierniejsze historycznym realiom. W związku z tym odbyli podróż na stary kontynent, by wśród naturalnych, pamiętających wojenną zawieruchę lokacji odnaleźć ducha ówczesnych wydarzeń. Efektem rekonesansu stały się setki zdjęć i jedenastogodzinny materiał wideo. Następnie, łącząc współczesną dokumentację z archiwalną, stworzyli idealną mieszankę, gwarantującą autentyczność każdego detalu terenu, obojętnie czy mówimy o budynku, moście czy ukształtowaniu linii brzegowej. W trakcie zabawy nic nie stanie oczywiście na przeszkodzie, byście nieco zniekształcili oddane pieczołowicie przez autorów mapy. Jako że niemal każdy element krajobrazu ma być w pełni interaktywny, dysponując odpowiednią mocą ognia, będziecie w stanie nie tylko wybić drzwi czy dziurę w murze, ale kompletnie zdemolować architekturę otoczenia.

Medal of Honor: Airborne ma być sztandarowym tytułem i wizytówką konsol nowej generacji, w związku z tym autorzy zadbają o odpowiednią jakość grafiki. Zwykły motion capture to już dziś standard, który nikogo nie dziwi, dlatego programiści poszli o krok dalej. Według przygotowanego przez nich projektu realizm zachowań postaci w grze określany będzie nie tylko poprzez ich gesty i ruchy, ale także (a może: głównie) mimikę twarzy. Służyć ma temu ulepszona technologia motion capture, nazwana autorsko U-Cap. Polega ona na wielokrotnym fotografowaniu twarzy osoby z różnych stron, co prowadzi do stworzenia prawie idealnego modelu mięśni twarzy. Stworzona w ten sposób baza ujęć jest z kolei wykorzystywana przez kolejną technologię – E-Cap, która odpowiada za uruchomienie odpowiednich mięśni w zależności od okoliczności. Tandem ten sprawi, że zachowania bohaterów będą niepowtarzalne, wymuszone przez daną sytuację, a nie sztywno odtwarzane z nagranych wcześniej wzorców.
Maksimum realizmu – ta dewiza dotyczy również dźwięku. Nie pierwszy to już raz ekipa tworząca Medala podkładała mikrofony pod lufy autentycznej broni z okresu II wojny światowej, by jak najwierniej oddać jej brzmienie. Na kalifornijskim ranczo w Boulevard jedenastu dźwiękowców urządziło sobie mały poligon zapamiętale przestrzeliwując pistolety, karabiny i strzelby. Choć w ferworze walki mało kto zwróci uwagę na różnicę między terkotaniem serii z Thompsona a trzaskiem wystrzału ze Springfielda, możecie być pewni że to, co zabrzmi w głośnikach, jest zgodne z rzeczywistością. Próby w Boulevard nadzorował jak zwykle niezawodny kapitan Dale Dye, stary weteran wojenny, od lat doradzający producentom gier spod znaku Medal of Honor.