autor: Łukasz Malik
Gun - pierwsze spojrzenie - Strona 2
GUN jest niezwykle filmowy i zrealizowany z dużym rozmachem. Klimat skorumpowanego, przesiąkniętego złem i zdradą Dzikiego Zachodu wprost wycieka z ekranu.
Przeczytaj recenzję Gun - recenzja gry
Naszego bohatera, Coltona White’a, spotykamy na polowaniu z jego ojcem Nedem. Sielankowy nastrój nie zwiastuje nic złego, jedyne obawy może mieć jeleń na rykowisku... ehmm bizon, który nie miał tyle szczęścia, aby wystąpić w dalszej części gry. Podobnie ma się sprawa z naszym ojczulkiem. Podczas strzelaniny na statku parowym płynącym po Missisipi, zostaje ciężko ranny i ofiaruje swojemu synowi pewien tajemniczy medalion mówiąc, że tak naprawdę nie jest naszym ojcem i musimy się udać do pewnej pani lekkich obyczajów. Ciągnięci żądzą zemsty i chęcią poznania prawdy udajemy się do domu uciech i oczywiście spotykamy tam jedyną osobę, która być może udzieli odpowiedzi na część pytań, które rodzą się w głowie Coltona. To tak naprawdę sam początek gry, przerywniki filmowe płynnie przechodzą we właściwą grę, nie pozwalając nam się nudzić, bierzemy więc udział w strzelaninie na statku, a dobierającemu się do naszej „informatorki” bandziorowi pokazujemy ile wart jest Colt w rękach Coltona.
Przebieg gry ma być nieliniowy, do wykonania jest 20 misji głównych oraz taka sama ilość misji pobocznych. Porównania do serii GTA są nieuchronne, ponoć możemy robić, co nam się żywnie podoba, chcesz być szeryfem? Nie ma problemu. Może łowcą głów albo listonoszem? Wybór należy do gracza. Pytanie: czym byłaby seria GTA bez pojazdów? Tym, czym dziki zachód bez koni. Gracz w każdej chwili może dosiąść swojego wierzchowca i przemierzać gigantyczne tereny, ale główną atrakcje stanowią niesamowicie dynamiczne i efektowne strzelaniny. Wymiana ognia na galopujących koniach nie należy do najtrudniejszych, gdyż autorzy stawiają na dobrą zabawę, a nie na realizm. Przekonał mnie o tym koń skaczący bez problemów z kilkunastometrowych skał bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Wyglądało to nieco komicznie, zresztą sala w tym momencie wybuchła śmiechem, więc może ta drobna niedogodność zmieniająca konie w pegazy zostanie usunięta w finalnej wersji.
Niestety pokaz był zdecydowanie za krótki jak na tak rozbudowany produkt – prócz początku gry, pojedynku na koniach, pokazano nam kilka charakterystycznych dla westernów strzelanin w saloonie i jego okolicach. Do dyspozycji gracza oddano tryby zwolnionego czasu i precyzyjnego celowania. Efektem tego są starcia, które na długo zapadają w pamięć. Rzucamy zapalony dynamit w grupę atakujących nas opryszków, siła wybuchu odrzuca ich ciała na znaczne odległości, a my włączamy precyzyjne celowanie i możemy nawet strzelić w kapelusz, który przy wybuchu spadł jednemu z bandziorów. Starcia są może nieco przerysowane, ale bardzo efektowne. Strzelanina w saloonie wygląda tak jak powinna, jest dużo krzyku, krwi i połamanych krzeseł. Gra jest bardzo brutalna, dominuje ostry język, możemy brać żywe tarcze i... zdejmować skalpy. Chociaż ta niezbyt przyjemna czynność nie jest pokazywana na zbliżeniu, to zza pleców bohatera gdzie ustawia się kamera podczas skalopwania, krew bryzga na lewo i prawo. Kategoria M murowana, żeby tylko panie lekkich obyczajów się zbytnio nie obnażały, bo będzie afera jak w San Andreas. :-)