autor: Krzysztof Gonciarz
Shadow of the Colossus - przed premierą - Strona 2
Baśń o dzielnym rycerzu, śpiącej księżniczce i budzących grozę potworach. I wcale nie będzie to banalna opowiastka dla dzieci, ale kolejna po ICO produkcja dla bardziej ambitnych.
Przeczytaj recenzję Shadow of the Colossus - recenzja gry
Gdy dojedziemy na miejsce i spotkamy się z olbrzymem oko w oko, zrozumiemy, że zarozumiałość trzeba póki co schować do kieszeni. Kto jak kto, ale ci wrogowie zasługują na respekt. Gigantyczne, potężne oraz, co ważne, różnorodne bestie zrobią wszystko, byśmy dokonali żywota wdeptani w glebę na kilkumetrowej głębokości. Walki z nimi to sekwencje, które mają poważne szanse na stałe przejść do historii gier wideo. ‘Kolejność wykonywania działań’ prezentuje się w ich wypadku następująco: znajdujemy za pomocą miecza słaby punkt olbrzyma (czubek głowy, brzuch itp.), wymyślamy sposób jak się doń dostać, po czym zadajemy cios i trzymamy się czego tylko się da – potwory nie będą przecież grzecznie czekać, aż wytniemy im znak Zorro na czole. Zrobią wszystko, by tylko zrzucić nas na dół i dobić kilkunastotonową maczugą. My, tymczasem, będziemy musieli złapać się czegoś i obserwować miernik ‘stabilności’. Gdy spadnie on do zera, zostaniemy zrzuceni na ziemię, co przy kilkupiętrowych gabarytach nieprzyjaciół odbije się poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Po kilku(nastu) udanych cięciach każdy, największy nawet boss w końcu padnie na ziemię, a my będziemy mogli myśleć o lokalizacji następnej ‘ofiary’. I tak aż do wybicia wszystkich behemotów.

Choć pozornie można mieć pewne obawy o pojawiającą się z czasem schematyczność oraz nudę, wszystko to, co widzieliśmy do tej pory uspokaja i daje podstawy do oczekiwania gry wgniatającej w kanapę. Bajkowy świat, który przyjdzie nam penetrować emanuje epickością i rozmachem. Sami bossowie zdają się być bardzo zróżnicowani. Wśród tych, których ujawniono do tej pory, wyróżnić możemy np. typowo humanoidalnego kozaka z potężnym obuchem, czworonożnego, zwierzęcego rogacza czy też przypominającą Gigapede’y z Devil May Cry 3, lewitującą gąsienicę. Starcie z każdym z potworów ma w założeniu trwać sporo czasu, rozwiązania nie będą bowiem zawsze oczywiste (głównym problemem będzie znalezienie sposobu na dostanie się w okolice głowy). Pewne wątpliwości rodzą się w sprawie przemierzania świata na grzbiecie naszego ogiera maści karo. Czy nie będzie to monotonne, gdy zmuszeni będziemy pokonać taaaki kawał drogi, sprawdzając co chwila, czy jedziemy w dobrą stronę za pomocą miecza? Hm. Ponoć pojawić mają się także sekwencje tombraiderowe – czyli wspinanie się po jakichś półkach skalnych i innych takich. Póki co wszystkie trailery i prezentacje skupiały się wokół samych bitew, a co będzie pomiędzy nimi – czas pokaże. Wątpię jednak, by developerzy skopali tak świetnie zapowiadający się tytuł czymś na tyle banalnym. Na pewno mają jakieś asy w rękawie.