autor: Szymon Krzakowski
Blitzkrieg 2 - testujemy przed premierą - Strona 2
Blitzkrieg po raz pierwszy dane nam było poznać ponad dwa lata temu. Kilka zaledwie minut wystarczy poświęcić sequelowi, by przekonać się, że to twórcza kontynuacja, nie zaś zupełnie odrębny produkt. I bardzo dobrze!
Przeczytaj recenzję Blitzkrieg 2 - recenzja gry
I taktycznie
Z mapy strategicznej trafia się już bezpośrednio na pole bitwy. Zarządzania surowcami tu nie ma, więc – przynajmniej teoretycznie – pozostaje tylko zebrać własne oddziały i pokonać przeciwnika. Rzecz w tym, że trzeba do tego podejść z głową – zazwyczaj nie dysponuje się siłami gotowymi do otwartego ataku, a nowych jednostek siłą rzeczy wyprodukować się nie da. Można za to wezwać wsparcie – i to nie tylko, jak w pierwszym Blitzkriegu, lotnicze. Wystarczy jednym kliknięciem przejść do odpowiedniego menu i wybrać z niego konkretny oddział, by po chwili przybył nam z pomocą. Nie oznacza to jednak, że możemy w każdej chwili ściągnąć dowolną jednostkę. Liczba dostępnych posiłków jest ściśle ograniczona (niewykorzystane podczas misji przechodzą do kolejnych), a poza tym dostępne jest tylko wsparcie zaplanowane przez twórców. Co prawda, zazwyczaj pewne posiłki są gwarantowane, ale pozostałe trzeba sobie – poprzez ukończenie innych misji – samodzielnie odblokować.

Jeśli wzywane wsparcie nadchodzi drogą lotniczą, można je skierować w dowolne miejsce. Spadochroniarze bez problemu dostaną się nawet na tyły wroga – o ile, rzecz jasna, ich transport nie ulegnie wcześniej zniszczeniu. Samoloty pełnią zresztą teraz znacznie większą rolę. Nie przejmuje się może nad nimi pełnej kontroli, ale np. myśliwcom można wskazywać cele, co i tak jest krokiem naprzód w stosunku do pierwszej części. Nie sposób też nie zauważyć, że powietrzne pojedynki stały się niezwykle efektowne – rozbijające się o ziemię maszyny naprawdę robią wrażenie, nie rozpadają się jak zabawki, ale toną w wielkiej chmurze ognia i dymu.
Jeżeli jednak wzywamy na pomoc czołgi czy piechotę, musimy kontrolować jeden ze strategicznych punktów. Po zajęciu pełniącego tę funkcję np. domu, najczęściej ulokowanego na granicy mapy, wezwane posiłki pojawią się znikąd w jego pobliżu. Autorzy twierdzą, że strategiczne punkty pozwalają też na przywołanie nowych rodzajów jednostek, których teoretycznie w danej misji być nie powinno, ale nijak nie zdołałem do tego dojść. Trzeba wierzyć na słowo – beta to w końcu beta.