autor: Krzysztof Gonciarz
StarCraft: Ghost - przed premierą - Strona 3
Akcja gry toczy się 4 lata po wydarzeniach przedstawionych w expansion packu do Starcrafta – Brood Warze. W tym czasie zmutowana Sarah Kerrigan, królowa Roju, stała się najpotężniejszą istotą we wszechświecie.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Uczestniczący w wieloosobowych bojach gracze nie będą zmuszeni do ciągłego wcielania się w postaci Ghostów. W nasze ręce oddane zostaną 4 zupełnie różne postacie – lekka piechota (Light Infantry), Marines, Firebaci oraz właśnie „psychonauci”. Różnić się oni mają praktycznie wszystkim – od rodzaju uzbrojenia, poprzez możliwości „gimnastyczne”, na umiejętnościach prowadzenia pojazdów kończąc. Trzeba przyznać, że miło będzie wcielić się w zakutego w potężną zbroję Firebata i ochoczo krzyknąć „Let’s burnnn!” w sposób, który zachwycał nas w 1998 roku. Arsenał różnorodnych zagrań, które są bezpośrednim wynikiem wprowadzenia aż czterech dostępnych postaci, zaobserwować możemy na jednym z trailerów. Ręcznie sterowane rakiety Firebatów, podkładanie ładunków wybuchowych pod pojazdy przez piechurów, lockdownowanie Ghostów i wielkie naparzanie w wykonaniu Marines – no po prostu miodzik, ale czy zapewni grze aż taką żywotność, jaką cieszyli się jej wielcy poprzednicy?

Graficzna strona SC:G budzi niejednoznaczne odczucia. Z jednej strony zaobserwować możemy dużą szczegółowość i dość zaawansowaną fizykę, podczas gdy z drugiej gra zdaje się być dość sterylna, kanciasta wręcz. Brakuje efektów środowiskowych i jakichś mniej plastikowych etapów. Trudno się na tę chwilę ustosunkować. Pozostaje ufać w deklaracje Blizzarda, twierdzącego, że gra nie ukaże się na półkach sklepowych tak długo, jak wszystko nie zostanie w niej dopięte na ostatni guzik. Jedno jest tylko pewne – dział Blizza odpowiedzialny za przygotowywanie cut-scenek nie odpuszcza i wciąż dystansuje konkurencję o lata świetlne zarówno pod względem techniczno-rzemieślniczym, jak i stricte filmowym. I choć zaprezentowany filmik prezentujący Ghosta nie jest może aż tak wgniatający w ziemię jak intra do WoW-a albo (OMG!) Diablo 2, ale wciąż pozostaje na poziomie „włos jeży się na głowie”. Spanikowani Marines, ziejący ogniem piekielnym Firebaci, potężny Ultralisk, wykopujące się spod ziemi Hydraliski – no po prostu kwintesencja tego, czym był/jest Starcraft.
Kult Blizzarda jest czymś niezwykłym w branży gier wideo. W zasadzie sam fakt, że mówimy tutaj o ich najnowszym projekcie już nobilituje go do miana „oczekiwanego z niecierpliwością”. Tym razem jednak oprócz niecierpliwości rodzi się także niepewność. Czy uda się podtrzymać trwającą od czasów The Lost Vikings passę niezapomnianych, jedynych w swoim rodzaju hitów? Czy Ghost nie zginie w gąszczu podobnych TPP-ów, albo nie przejdzie niejako bez echa z uwagi na szum, jaki na początku 2006 roku rozlegać się będzie wokół konsol nowej generacji? Trzymajmy kciuki za „naszych chłopców” – oby znów dali nam coś, czego nie zapomnimy.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz