autor: Krzysztof Tomicz
Joint Operations: Typhoon Rising - przed premierą - Strona 2
Wieloosobowa taktyczna gra akcji z widokiem z perspektywy pierwszej osoby o nazwie Joint Operations przygotowana przez ekipę developerską z firmy NovaLogic (autorzy m.in. Delta Force: Black Hawk Down).
Przeczytaj recenzję Joint Operations: Typhoon Rising - recenzja gry
Autorzy nie będą bronić nam także dostępu do wody, po której będziemy mogli poruszać się rozmaitymi pojazdami pływającymi – wymienić tu należy chociażby ponton, albo łódź motorową. Możliwość kierowania pojazdem jest w tej serii gier czymś zupełnie nowym. Na wodzie jednak nikt nie zamierza poprzestawać i w nasze ręce zostaną oddane maszyny naziemne, m.in. sławny samochód Humvee. W konflikcie będą brały udział także śmigłowce, za sterami których będzie można zasiąść – zarówno tych dużych, zdolnych do przenoszenia pojazdów, jak i mniejszych, służących tylko do transportu ludzi. Podobno sterowanie tymi maszynami ma być rozwiązane w miarę intuicyjnie – sama zmiana miejsc nie będzie jednak taka prosta, jak w popularnym Battlefield 1942, tutaj trzeba będzie samemu dojść do konkretnego miejsca w kabinie, żeby je zająć (przynajmniej tak ta rzecz była rozwiązana podczas beta testów). Oczywiście w samochodzie nie powinno sprawiać to problemów, jednak zmiana miejsca w spadającym śmigłowcu będzie wyczynem karkołomnym...
samej grze będziemy mogli wcielić się w amerykańskiego komandosa lub w indonezyjskiego separatystę. I tak, zależnie od wybranej strony konfliktu, otrzymamy uzbrojenie armii USA, bądź dostaniemy sprzęt będący spadkiem po ZSRR.
Wszystko to ma zostać okraszone bardzo ładną grafiką. Oglądając trailer nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż niektóre ze scen są po prostu częścią jakiegoś filmu, a screeny również zdają się to zasugerować. Szczególnie ładnie wyglądają widoki przedstawiające teren gry z lotu ptaka. Sam engine graficzny został odpowiednio ulepszony, dzięki czemu będziemy mogli podziwiać trawę realistycznie kołyszącą się na wietrze, zmiany pór doby, wodę reagującą na zbliżenie się do niej śmigłowca, etc. Owszem, wydawać się może, iż nie są to jakieś rewolucyjne zmiany, jednak trzeba poczekać na finalny produkt, aby móc go rzetelnie ocenić. Szczególnie interesującym wydaje się być fakt, iż na przeciwnika nie będziemy musieli szarżować w ciągle identycznych warunkach – przygotowanie ataku pod osłoną nocy lub ze słońcem za plecami, które oślepia naszych wrogów, doda grze dodatkowego smaczku („Uwaga, snajper!”, „Gdzie?”, „Tam, na tej górze!”, „Nie widzę, słońc...” Bach! :-) ). Jednak nie wszystkie elementy graficzne są takie piękne jak te opisane powyżej – ja główne zastrzeżenia miałbym do tekstur niektórych pojazdów i do modeli postaci. Mam taką cichą nadzieję, iż po zakończeniu prac nad grą wyglądać to będzie zdecydowanie lepiej niż nam to dotychczas przedstawiono.
Osoby czytające tą zapowiedź już zapewne zorientowały się, iż tytuł ten ma być bardzo podobny do Battlefield: Vietnam. Skojarzenie jak najbardziej prawidłowe, gdyż produkt firmy Novalogic jest odpowiedzią na posiadającego obecnie rzesze fanów na całym świecie Battlefielda i próbą zagarnięcia dla siebie części społeczności graczy, którzy ukochali klimaty wojenne w grach typu FPS.
Najnowszy produkt EA Games nie zamierza się jednak zbytnio zmieniać, co zresztą nie dziwi, gdyż wykorzystywanie sprawdzonych rozwiązań jest taktyką stosowaną nie tylko w dziedzinie tworzenia gier komputerowych. Ale właśnie to może doprowadzić Battlefield: Vietnam do porażki w starciu z Joint Operations, który wydaje się oferować to wszystko, co BF, a także ciekawsze możliwości pod względem tworzenia map (tunele, gęsta dżungla). Z niecierpliwością należy oczekiwać na premiery obydwu gier, gdyż dopiero wtedy będzie można porównać cechę, który zadecyduje o przewadze jednego z tytułów, czyli grywalność.
Krzysztof „Sir Torpeda” Tomicz