Graliśmy w Rainbow Six Extraction - Ubisoft pozazdrościł CoD-owi trybu zombie - Strona 3
Seria Rainbow Six od lat nastawiona była przede wszystkim na taktyczną rozgrywkę sił specjalnych. Tym razem gra zabiera naszych Operatorów do świata żywcem wyjętego ze Stranger Things i mówi, że to wcale nie tryb Zombie z Call of Duty.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Rainbow Six: Extraction - coop dla hardkorów
Call of Duty: Zombies? Nie, Rainbow Six Extraction
W trakcie półtoragodzinnej zabawy w Extraction nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że skądś już znam ten schemat. I choć nie zagrywałem się nigdy namiętnie w CoD-owy tryb Zombie, widzę tutaj spore podobieństwo. Zapytałem o to Patrika w trakcie naszej rozmowy.
Od samego początku chcieliśmy się upewnić, że uhonorujemy dziedzictwo Rainbow Six, robiąc grę taktyczną, a nie shooter polegający na zabijaniu hord przeciwników. Istnieje wiele świetnych shooterów tego typu, ale my chcieliśmy odróżnić się od nich, wymyślić coś własnego i jednocześnie oprzeć się na fundamentach, jakie niesie ze sobą marka Rainbow Six.
Patrik Méthé, creative director
Całe szczęście, że sam miałem okazję tę grę sprawdzić, bo zgodzić się z powyższym mogę... ale tylko do pewnego stopnia. Granie na podstawowym poziomie trudności (określanym jako „umiarkowany”) niewiele różni się od tego, co znamy z horde shooterów – szczególnie przy niektórych celach, zakładających obronę ładunku wybuchowego. Mało tu finezji, mało planowania – leci się po prostu przed siebie, biega od przeciwnika do przeciwnika i szpikuje go ołowiem. Podstawowy poziom jest po prostu zbyt łatwy i żałuję, że nie dano nam możliwości przetestowania czegoś trudniejszego (bo wiecie – he, he – poziom trudności: gaming journalist) – tam na pewno wymagane będzie trochę planowania i konieczne okaże się taktyczne podejście, o którym mówił Patrik. Trudno jednak porównać mecze w Siege’u, gdzie jesteśmy w układzie 5v5 i faktycznie trzeba być ostrożnym (lub niespodziewanie agresywnym), z sytuacją, w której w jednej subsekcji nasza trójka ma do pokonania kilkudziesięciu przeciwników.
A co, jeśli nie mam kolegów i koleżanek?
Extraction to oczywiście gra przewidziana do zabawy w towarzystwie. Zdecydowanie prościej jest jednak zebrać trzyosobową w tym przypadku ekipę, niż czekać na całą piątkę do Siege’a, więc twórcy ułatwiają trochę zadanie tym z nas, którzy uzależnieni są od planów znajomych. Co więcej – wcale nie musimy grać w trójkę! Nowe dzieło Ubisoftu umożliwia zagranie także w dwie osoby, a nawet solo. Nie ma tu typowej kampanii, którą trzeba stopniowo przechodzić, więc wskoczenie w rozgrywkę w mniejszym (lub po prostu innym składzie) w żaden sposób nie szkodzi i nie psuje postępu. I jak wspominałem wcześniej – nie uświadczycie tutaj botów.
Kiedy przeprowadzaliśmy testy i po prostu samodzielnie graliśmy w grę, zdaliśmy sobie sprawę, że granie w pojedynkę ma znacznie większy potencjał w tworzeniu napięcia niż granie z botami. Możesz spokojnie grać jako trzyosobowy skład, a potem wrócić do zabawy i zagrać kilka meczów solo.
Patrik Methe, creative director
Dla kogo jest ta gra? Cóż, przede wszystkim dla ludzi, którzy po prostu lubią spędzać czas ze znajomymi. Choć da się grać samodzielnie, nie jestem przekonany, czy taka zabawa na dłuższą metę będzie satysfakcjonująca. Na ten moment zagrałem tylko na mapie treningowej oraz na jednej z map przygotowanych na premierę. Po trzech meczach rozpoznawałem już układ niektórych pomieszczeń (mimo że nie zawsze są one takie same), a jednocześnie nie podano nam konkretnych informacji na temat liczby aren dostępnych na start oraz planowanych w ramach popremierowego wsparcia. Moją obawą na ten moment jest zbyt duża powtarzalność zabawy przy zbyt małej różnorodności lokacji. Miło się zatem zaskoczę, gdy okaże się, że finalnie gra ma sporo lokacji, a zabawa na wyższych poziomach trudności jest faktycznie na tyle absorbująca, że zwraca się uwagę na kompletnie inne aspekty niż przemierzanie tych samych budynków.
Extraction prezentuje się wizualnie bardzo ładnie, ale osobiście nie jestem jeszcze przekonany do przeniesienia taktycznych, quasi-realistycznych rozgrywek z Siege’a na pole SF, gdzie zagrożeniem jest pasożyt z kosmosu. Na ten moment jest to gra wzbudzająca we mnie umiarkowane zainteresowanie, choć będę pewnie śledził kolejne informacje o niej. Na premierę długo nie musicie czekać, bo Ubisoft wypuszcza swoją nową odsłonę „Tęczowej Szóstki” już 16 września. To co? Planujecie za kilka miesięcy rozwikłać zagadkę obcego organizmu czy jednak uważacie, że gra odjechała już za daleko, by wciąż nosić tytuł Rainbow Six?
O AUTORZE
Z serią Rainbow Six zaznajomiony jestem jeszcze od czasów jej drugiej odsłony, ale byłem wtedy szczylem, który niewiele rozumiał z taktycznej zabawy. Kolejne części luźno spajane tytułem interesowały mnie umiarkowanie, jednak przy Siege’u spędziłem jak dotąd około 120 godzin, choć nawet nie próbuję nazywać się dobrym graczem. Najczęściej wkurzam przeciwników pułapkami rozkładanymi przez moją Frost, która – jak przystoi każdej damie w poważnej taktycznej strzelance – nosi uroczy berecik.
Michał Mańka | GRYOnline.pl