Enlisted - darmowy Battlefield, w którym i tak będziesz płacił - Strona 3
Enlisted nie jest złą grą, ale ma złe korzenie. Albo raczej specyficzne, bo politykę free-to-play twórców War Thundera albo się akceptuje, albo nie. Ja nie jestem ich fanem, ale strzelało mi się tutaj lepiej niż w Battlefieldzie 5.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Makroekonomia grindu
Przeklikiwanie się przez te wszystkie perki i upgrade’y nie dotyczy bowiem drużyn premium, które kupujemy od razu wymaksowane we wszystkich kategoriach i na dodatek z unikatową bronią, niemożliwą do zdobycia w żaden inny sposób. Na razie odnosi się to tylko do jednej drużyny na każdą stronę konfliktu i kampanię, czyli łącznie czterech ekip premium. Czy jest to pole do ewidentnego pay-to-win? Nie wiem, bo nie kupiłem, więc nie sprawdzałem, jak bardzo może kosić unikalny karabin Browning M1918 czy MG30 w porównaniu z bazową bronią. Na pewno jednak nie jest to klarowna sytuacja w stylu „tylko kosmetyki”.

Kup pan drużynę żołnierzy! Nówka, nieużywana, wyszkolona, z ekskluzywną bronią. Poza tym wszędzie standardowe: „miej konto premium”, „z premium szybciej”, „a może battle pass”?
JAK DUŻY JEST GRIND W ENLISTED?
Duży! I taki... oddzielny. Levelować musimy bowiem każdą ze stron konfliktu w każdej kampanii (obecnie są dostępne dwie). Łącznie mamy więc cztery ścieżki (alianci, Niemcy, „Bitwa o Moskwę”, „Inwazja na Normandię”) do odblokowania, a bez konta premium na każdy pojedynczy poziom może przypadać nawet kilka 30-minutowych bitew.
Squady Premium to jednak mały wycinek rzeczy do nabycia. Obok nich pewien niepokój mogą budzić bonusy do konta premium, ważnego przez miesiąc za kwotę ok. 10 euro. Oprócz przyspieszenia grindu w odblokowywaniu kolejnych rodzajów broni i drużyn w kampaniach umożliwia ono dwukrotnie szybsze levelowanie żołnierzy z oddziałów oraz używanie w bitwie jednego squadu więcej. Biorąc pod uwagę fakt, że każdy z nich po zginięciu wymaga pewnego cooldownu do ponownego zeń skorzystania, dobry wybór odpowiedniego typu uzbrojenia dla dodatkowych wojaków pozwala być nieco dłużej skuteczniejszym na polu bitwy. Ponownie – może przez większość sytuacji nie będzie powodować to jakichś totalnych dysproporcji, ale w idealnym balansie pomiędzy płaceniem a niepłaceniem raczej powinno się unikać takich premii.
Za gotówkę można również zakupić walutę premium. Dzięki niej odblokowujemy nie tylko perki, ale i wszelkie zespoły oraz broń, eliminując całkowicie jakikolwiek grind. W ten sposób możemy przykładowo zyskać natychmiastowy dostęp do dysponujących znaczną siłą ognia samolotów, w większości ukrytych na odległych poziomach, choć tu jeszcze przydają się odpowiednie umiejętności, by ich skutecznie używać, z czym bywa różnie.
Ogólnie rozumiem ideę grindu w grach free-to-play i nie jestem jego przeciwnikiem, wszak studio musi jakoś zarobić. W tym wypadku jednak szybkość odblokowywania pierwszych leveli kampanii mogłaby być nieco większa, bliższa tej z konta premium. Drugą, nawet nieco ważniejszą kwestią jest to, co odblokowujemy. O ile dostęp do pierwszego samolotu wydaje się jeszcze w miarę atrakcyjny, tak pozyskiwanie kolejnych, podobnych do siebie jednostek żołnierzy, karabinów czy przede wszystkim perków na nudnych kartach już nie tak bardzo. Wolałbym tutaj raczej grindować dla map na Pacyfiku, nowych lokacji czy – z czasem – kolejnych epok w zmaganiach piechoty, tak jak jest to War Thunderze.
Aaa... byłbym zapomniał! Jest jeszcze przepustka bitewna Battle Pass na wzór tej z Call of Duty: Warzone’a i zgodnie z obowiązującą modą jej koszt można sobie zwrócić w walucie premium, o ile wbijemy jej wszystkie poziomy, intensywnie grając.
Ten typ tak ma
Enlisted pozostaje na razie w fazie otwartej bety – twórcy nie powiedzieli więc ostatniego słowa i niektóre rzeczy w mechanice grindu mogą się jeszcze zmienić. Nie sądzę jednak, by jakoś diametralnie przerobiono system levelowania drużyn i broni oraz by dołożono do tego jakąś klimatyczną oprawę graficzną. Nadchodzące kampanie z bitwą o Berlin oraz Afryką Północną powinny za to przynieść więcej różnorodności w mapach, z terenami pustynnymi i czysto miejskimi.
Dla mnie Enlisted jest jak dobre danie w brudnej, brzydko urządzonej restauracji z opryskliwym kelnerem. Gra okazuje się wciągająca i niezmiernie satysfakcjonująca w trakcie samych wymian ognia, ale odrzuca mnie cała otoczka wokół niej i to, co wyprawia się w menu pomiędzy bitwami. W zasadzie identyczne odczucia miałem przy War Thunderze, bo choć kocham samoloty bardziej niż wszystko inne, latam we wszystko, co się da, i z chęcią wypróbowałbym tam każdą maszynę, tak przy każdym moim podejściu do tej produkcji nie wytrzymywałem dłużej niż godzinę. Gaijin Entertainment ma swój styl, który się akceptuje lub nie. Ja jestem raczej pewien, że do Enlisted będę zaglądał tylko raz na jakiś czas, i to na bardzo krótko.