Enlisted - darmowy Battlefield, w którym i tak będziesz płacił - Strona 2
Enlisted nie jest złą grą, ale ma złe korzenie. Albo raczej specyficzne, bo politykę free-to-play twórców War Thundera albo się akceptuje, albo nie. Ja nie jestem ich fanem, ale strzelało mi się tutaj lepiej niż w Battlefieldzie 5.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Samemu, ale z ekipą...?
Oprócz tradycyjnego multi z klasycznym podbojem oraz inwazją wizytówką Enlisted jest tryb Squad, czyli niezbyt często stosowana w grach sieciowych mechanika, w której boty SI tworzą sztuczny tłum wśród prawdziwych graczy na polu bitwy. Za każdym razem lądujemy więc jako dowódca oddziału żołnierzy sterowanych przez sztuczną inteligencję. Obecna wersja samouczka nie tylko nie porusza kwestii wykorzystania koła rozkazów, jakie można im wydawać, ale i w ogóle – istnienia towarzyszy, co generalnie mówi wszystko o poziomie SI w grze.

Chyba nie tylko ja miewam trudności w opanowaniu pojazdów w grze - tutaj jest miejsce na ulepszenia.
Przydatność botów okazuje się niewielka – odpowiadają głównie za stwarzanie wrażenia trochę większej bitwy. Z ich dzikimi okrzykami, z którymi rzucają się do boju, bardziej pasują jednak do kampanii „Bitwa o Moskwę” z Armią Czerwoną, bo amerykańscy spadochroniarze w Normandii z tego, co wiem, raczej nie wyli tak przed bardziej kameralnymi starciami we francuskich wioskach. A póki co tylko te dwa scenariusze (z kilkoma mapami każdy) są dostępne w grze.
W zasadzie największym atutem drużyny SI jest możliwość szybkiego przełączania się pomiędzy jej członkami, by przykładowo skorzystać z innej broni lub zmienić lokację. Każdy z botów jest też czymś w rodzaju błyskawicznego respawnu, bo po zgonie można momentalnie wcielić się w żyjącego żołnierza z drużyny. To zwykle prowadzi do jednego z dwóch rezultatów: jeśli nie pomyśleliśmy wcześniej, by wydać rozkaz luźnej formacji, sprytny przeciwnik wykończy cały nasz oddział, serwując kulki tylko nam przy każdym odrodzeniu. Druga, nieco trudniejsza opcja, to z kolei możliwość szybkiej zemsty na wrogu, bo po zgonie interfejs zdradza jego pozycję. A tak naprawdę „squady” istnieją chyba głównie po to, byśmy mieli na co wydawać pieniądze!
Mikroekonomia oddziału
Ubogie kółko rozkazów dla drużyny podczas bitwy („broń terenu”, „za mną”, „ulecz mnie”) w pewnym sensie rekompensują złożone opcje zarządzania zespołem pomiędzy rozgrywkami. Przypomina to coś w rodzaju odrębnego ekonomicznego RPG, w którym wysyłamy naszych wojaków na szkolenia do akademii, rekrutujemy nowych, ulepszamy ich (a zarazem nasze) zdolności o zestaw perków z szybszym przeładowaniem czy większym paskiem staminy oraz usprawniamy broń.
Pierwszy problem, jaki mam z tym systemem, to ten, że takie przeklikiwanie się przez stosy menusów z kartami i ikonkami, na których są tylko jakieś gwiazdki i procenty, jest po prostu nudne. Pulsujące plusiki ponaglają, żebym uzupełnił wolne sloty tu i tam, ale oprócz nowych drużyn, klas i pojazdów odblokowywanych w kampaniach żadnej z tych drobnych zmian w perkach jakoś nie czuję podczas rozgrywki. Mój springfield z jedną gwiazdką wcale nie jest jakimś złomem w porównaniu ze springfieldem z ikonką dwóch gwiazdek.
Prawdopodobnie dla niektórych takie rozbudowanie zwykłej strzelanki o motywy rozwoju żołnierzy będzie czymś oryginalnym i atrakcyjnym, ja jednak mocno się w tych opcjach wynudziłem. Być może jakimś wyjściem byłoby stworzenie do tego atrakcyjnej formy graficznej, a nie ikonek i kart? Bo rozwiązaniem na pewno nie są tzw. Squady Premium po 30 euro (ok. 135 zł) każdy!