Grałem w Doom Eternal i co za dużo... to na zdrowie! - Strona 3
Spędziliśmy trzy godziny w skórze Doom Slayera broniąc Ziemi przed inwazją demonów. Czy nowy Doom nie jest zbyt podobny do poprzedniego? Czy nie za dużo tu platformówki i RPG? Znamy już odpowiedzi na część Waszych pytań.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Doom Eternal – demon tkwi w szczegółach
Piekielna menażeria po liftingu
A to wcale nie jest proste, bo jak mówiłem, Doom Eternal bywa trudny. Menażeria naszych demonicznych przyjaciół oczywiście wzbogaciła się o nowe twarze. Takim nowym brzydactwem jest na przykład demon o wężowym ogonie – nie dość, że ciężki do ubicia jak cholera, bo jest wytrzymały oraz szybki, to jeszcze radzi sobie całkiem nieźle i w walce na dystans, i w zwarciu. Tak jak poprzednio starcia na arenach skonstruowane zostały w taki sposób, że o nudzie nie ma mowy. Gra szybko zaczyna serwować odmienne gadziny, a do każdej konieczne jest odpowiednie podejście.
Jak mawiał mój dziadek: „sztuką demony tłuką”. Twórcy z id Software musieli więc znać mojego dziadka, bo chyba tym powiedzeniem się kierowali, gdy zaczęli bawić się potworami. Na dużą ich część da się znaleźć sposób, który pozwala na zdobycie nad nimi przewagi. Gdy Cacademon stara się nas ugryźć, trzeba strzelić mu w twarz granatem. Połknie go, a ten wybuchnie mu w trzewiach, czyniąc tym samym piekielnego demona wrażliwym na natychmiastowe zabójstwo chwały. Mniejsza wersja Spiderdemona ma na ogonie bardzo wredne działko – nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mu je zestrzelić. Podobnie postępować możemy z orężem Mancubusa. Twórcy oddali w nasze ręce nowe metody zabijania, ale i potwory dłużne nam nie pozostają.
W pewnym momencie rozgrywki moim oczom ukazał się komunikat, że na arenie pojawił się wzmocniony demon. Skąd się wziął? Dlaczego jest wzmocniony? Jaki jest sens życia? Na to ostatnie pytanie nie znam odpowiedzi, ale na dwa pierwsze już tak. Czasem bywa tak, że zostajemy zabici przez demona. Demon ten nabiera dzięki temu sił witalnych, a do tego bije mocniej od swoich pobratymców. Doom Eternal śledzi, kiedy i przez kogo gracz został zabity. Ów demon morderca może od czasu do czasu nawiedzać rozgrywkę innego gracza. By go unicestwić, trzeba się natrudzić nieco bardziej, ale i nagrody, które z niego wypadają, są znacznie większe. Mamy więc do czynienia z czymś w rodzaju bardzo okrojonego systemu Nemesis z Middle-Earth: Shadow of Mordor. Różnica polega na tym, że taki demon nie atakuje nas, tylko pojawia się w rozgrywce innych graczy.
Doom RPG?
Na szczęście i z takim potworem możemy sobie poradzić, bo gra oferuje bardzo rozbudowany system ulepszeń postaci. Z jednej strony jest on podobny do tego, z którym mieliśmy do czynienia w Doomie z 2016 roku. Z drugiej nowości pojawiło się naprawdę sporo. Można chociażby zwiększyć poziom życia, pancerza oraz ilość otrzymywanej amunicji, zbierając specjalne kryształy.
Te statystyki łączone są w niewielkie grupy. Jeśli wykupimy wszystkie z danej grupy, dostaniemy jakiś bonus. Na mapie występują również runy. W poprzedniej części trzeba było zaliczyć specjalne wyzwanie, by taką runę zdobyć. Tym razem nie jest to konieczne. Runy sprawiają na przykład, że Doom Slayer jest szybszy przez kilka sekund po tym, jak wykona „glory kill”. W jednym momencie aktywne mogą być trzy.
Do ulepszeń pancerza również potrzebujemy przeznaczonych do tego przedmiotów. Oręż też doczekał się własnych wspomagaczy. W trakcie naszych demonicznych przygód znajdujemy usprawnienia, które wzbogacają broń o dodatkowe tryby strzału. To jednak nie wszystko. Taki alternatywny tryb strzału również ulepszymy, zdobywając punkty broni. A jak się je zdobywa? Spieszę z odpowiedzią. Co jakiś czas trafiamy na specjalną arenę – jej oczyszczenie z przeciwników gwarantuje taki właśnie punkcik. Do tego dochodzą jeszcze tak zwane „sekretne starcia”, czyli pojedynki, których szukamy jak znajdziek. Sekretne starcie wymaga pokonania określonej grupy przeciwników w określonym czasie (na przykład zabicia dwóch cacodemonów w 15 sekund).
Jeżeli te wszystkie elementy sprawiają, że chwytacie się za głowę i myślicie, że Doom przestał być Doomem, a stał się jakąś dziwną hybrydą strzelanki i RPG, to uspokajam: to ciągle pełnokrwista strzelanka. Rozwój postaci, przynajmniej na tym etapie, sprawia wrażenie opcjonalnego. Żadne statystyki nie pomogą, jeśli nie opanujemy dostatecznie dobrze mobilności bohatera oraz nie wyćwiczymy własnego oka i ręki.
Trzy godziny, które spędziłem z Doomem Eternal, utwierdziły mnie w przekonaniu, że będzie on godną kontynuacją rebootu serii sprzed trzech lat. Rdzeń rozgrywki oraz jej płynność sprawiają tyle samo radochy. Nowe elementy natomiast wydają się być naturalnym rozwinięciem. Zgrzytają, niestety, wstawki platformowe, które co prawda zostały poprawnie wykonane, ale nie oferują tyle satysfakcji, co strzelanie, i na dłuższą metę mogą okazać się jedynie przykrą koniecznością. Ciężko również na tym etapie stwierdzić, jak sprawdzi się Forteca DOOM. Już sam pomysł, że Doom Slayer ma własną siedzibę, wydaje się oderwany od postaci. Podejrzewam jednak, że większość dostępnych w niej aktywności będzie zupełnie opcjonalna. Ostatecznie, ile wart jest ten Doom, przekonamy się za dwa miesiące.
ZASTRZEŻENIE
Koszty wyjazdu na zamknięte pokazy prasowe redakcja pokryła we własnym zakresie.