Grałem 4 godziny w King’s Bounty 2 i jest lepiej niż sądziłem - Strona 3
King’s Bounty wraca z pełnoprawnym sequelem. Seria doczekała się bardzo wyraźnych zmian, a my mogliśmy spędzić z nią kilka godzin i zobaczyć, jak te zmiany sprawdzają się w praktyce.
Przeczytaj recenzję Recenzja King’s Bounty 2 - gry, która próbuje wejść do pierwszej ligi gier RPG
Wojna nikogo wielkim nie czyni
Bardzo ważnym elementem poprzednich gier z serii King’s Bounty była walka i tak jest również w „dwójce”, choć czeka nas tu mała niespodzianka. Autorzy ewidentnie celują w zmniejszenie liczby starć oraz ich długości, więc bitwy mają zająć tylko około 30% całego czasu potrzebnego na ukończenie kampanii. Podkreślam słowo „tylko”, bo we wcześniejszych odsłonach z pewnością było tego dużo, dużo więcej. Czy to źle? To już zależy od punktu widzenia. Większość fanów z pewnością zgodzi się, że starcia z ludźmi i potworami są najmocniejszym punktem serii, z drugiej strony jednak bicie leszczy nie sprawiało tyle frajdy co trudne potyczki z herosami. Zmniejszenie tych proporcji mogłoby więc przynieść całkiem pozytywne rezultaty, gdyby...
...no właśnie. W zaprezentowanym przez 1C fragmencie rozgrywki trudno było ocenić jakość starć, bo autorzy sami przyznali, że moduł bitewny został kompletnie pozbawiony balansu, a na naszej drodze stały wyłącznie takie armie, które w opisie miały status „słaba” lub „bardzo słaba”. W rezultacie kolejne batalie zaliczałem z marszu. Mając w pamięci wszystkie prawidła rządzące tą serią, regularnie zasilałem wojsko mocnymi jednostkami, wrogie oddziały były więc dziesiątkowane w mgnieniu oka.
Nie zmienia to faktu, że przypadło mi do gustu przedstawienie rzeczywistej liczby oddziałów w heksie. Spisując wrażenia z pokazu gry na gamescomie, Jakub nieco pastwił się nad tą zmianą, a mnie się ona po prostu podoba. Topniejące w wyniku wrogiego ostrzału gromadki piechurów prezentują się znacznie lepiej niż cyferka przylepiona do symbolizującego oddział pionka. Bitwy stały się przez to bardziej czytelne i od razu widać, kogo wycofać na tyły, a kogo zostawić. W przeciwieństwie do redakcyjnego kolegi nie miałem też żadnego problemu z rozróżnianiem jednostek. Zgodzę się, że są one do siebie dość podobne, ale po kilku godzinach zmagań nie sprawia to już specjalnego kłopotu. Na początku w zarządzaniu armią mocno pomaga czytelny interfejs (dodam od razu, że bardzo ładnie wykonany), bo wszystkie parametry są w nim podane na tacy. Pojawiają się też duże ikony oddziałów, dzięki czemu nawet kompletny świeżak nie pomyli łuczników z kusznikami.
Raduje mnie również to, co w interfejsie jest widoczne od razu. Oddziały mają od groma ataków specjalnych i pasywnych umiejętności. To była jedna z największych zalet poprzednich części serii – czasem do armii nie brało się po prostu największych mocarzy, tylko takich delikwentów, którzy nadrabiali niemoc w klasycznym ataku cudacznymi zdolnościami. Cieszę się, że 1C nie pokpiło tu sprawy i już teraz widzę, że idzie to w dobrym kierunku. Co prawda demo oferowało niespełna dziesięć jednostek, ale w pełnej wersji gry ma być ich kilkadziesiąt.
Ogromnym plusem jest też zachowanie zasady rządzącej wcześniejszymi grami – o wielkości naszej armii decyduje wskaźnik dowodzenia. To właśnie ten współczynnik określał, ile jednostek danego typu możemy kupić, więc jego podbijanie było głównym celem działań w Legendzie czy Księżniczce. Tutaj zostało to zrealizowane dokładnie w ten sam sposób, więc tym większe jest ciśnienie, żeby levelować postać i otrzymywać nowe punkty dowodzenia.
Kilka słów poświęcę jeszcze obszarom, na których dochodzi do bitew. Są one wyraźnie mniejsze niż poprzednio, dlatego bardziej kluczowe okazuje się wstępne ustawienie jednostek, zwłaszcza że w King’s Bounty 2 duże znaczenie ma ukształtowanie terenu. Wcześniej mobilność ograniczały różne leżące na ziemi przeszkadzajki, tutaj problemem może być np. to, że wrodzy piechurzy wychodzą zza kryjącego ich przed ostrzałem wzgórza. Deweloperzy wspominali, że pola bitew będą dostosowywać się do terenu, na którym toczy się dane starcie, i uczciwie muszę przyznać, że tak jest w istocie.
Ładnie tutaj
Na koniec kilka uwag ogólnych. Od strony wizualnej King’s Bounty 2 prezentuje się lepiej niż przyzwoicie. Styl graficzny budzi skojarzenia zarówno z Wiedźminem 3, jak i Kingdom Come: Deliverance, choć kolory w rosyjskiej produkcji są zdecydowanie bardziej żywe, a grafika mniej realistyczna. Zmiana w stosunku do poprzednich odsłon cyklu jest jednak bardzo mocno widoczna i nowa gra nie ma już nic wspólnego z bajkowym stylem Legendy czy Wojowników Północy. Ogólnie jest ładniej niż w GreedFallu, a że akurat gram w RPG studia Spiders, to mam bezpośrednie porównanie.
O bardzo przyjemnym interfejsie użytkownika już wspominałem. Dla mnie jest to zawsze istotny aspekt gry i fajnie, że już na tym etapie wygląda on tak, jakby był gotowy. Cieszy zarówno jego projekt, jak i czytelność, a że King’s Bounty to produkcja, w której przeglądanie różnych ekranów i statystyk ma spore znaczenie, trudno nie piać z zachwytu. Znów odwołam się do GreedFalla, który interfejs ma nie tylko brzydki, ale też niespecjalnie funkcjonalny. W porównaniu z nim King’s Bounty 2 wygląda pod tym względem jak tytuł z innej planety.
O dialogach nie mogę powiedzieć zbyt wiele, bo dostępny był jedynie rosyjski dubbing i deweloperzy postanowili go dla mojej wygody z dema usunąć (szczerze mówiąc, nie miałbym nic przeciwko jego pozostawieniu). 1C już teraz zapowiada, że gra doczeka się pełnej polskiej wersji językowej, co dla rodaków lubiących nieco toporne RPG z półki AA, ale za to gadające po naszemu (patrzę na Ciebie, przedstawicielu gothicowego betonu) nie jest bez znaczenia.
Podsumowując, muszę przyznać że bawiłem się naprawdę nieźle. Choć nie wszystko w zaprezentowanym demie działało już jak należy, na razie ciężko się do czegoś przyczepić. Kilka godzin spędzonych z „dwójką” upewniło mnie raczej, że rozwój projektu idzie w dobrą stronę i jeśli tylko Rosjanie nie potkną się na jego najważniejszych elementach, będę z tego sequela zadowolony. Sequela z jednej strony diametralnie innego od Legendy, ale jednak bazującego na tych samych podstawach, które sprawiły, że w KB kiedyś grało mi się bardzo dobrze. Liczę na to, że tak zostanie.
O AUTORZE
Jestem fanem serii King’s Bounty, ukończyłem wszystkie jej odsłony, łącznie z tą pierwszą, z 1990 roku, niektóre nawet kilkakrotnie. Trzy gry rosyjskiej firmy Katauri Interactive zrecenzowałem na GOL-u, wystawiając im przyzwoite, „zielone” oceny.
ZASTRZEŻENIE
Koszty podróży na pokaz gry redakcja pokryła we własnym zakresie.