Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 10 sierpnia 2018, 15:00

Grałem w grę Shadow of the Tomb Raider – i wiem czy sięgnę po „pełniaka” - Strona 2

Miesiąc przed premierą najnowszego Tomb Raidera spotkałem się z Larą Croft, aby przekonać się, czy twórcy Deus Ex zdołali utrzymać wysoką formę cyklu. Rewolucji co prawda nie ma, ale Shadow of the Tomb Raider zapowiada się nieźle.

Gdzieś już to widziałem

Jeśli chodzi o warstwę gameplayową, Shadow of the Tomb Raider jest bliźniaczo podobne do dwóch poprzednich części serii. Nie licząc możliwości nurkowania, która wprowadza odrobinę różnorodności do eksploracji, zmiany są absolutnie kosmetycznie, zarówno w sferze dostępnych działań, jak i tak prozaicznej rzeczy, jaką jest interfejs użytkownika. Jeśli niedawno skończyliście Tomb Raidera lub Rise, po odpaleniu nowej gry poczujecie się jak ryba w wodzie, bo Shadow to sequel bezpieczny. Nie wywraca do góry nogami niczego i stawia na sprawdzone rozwiązania. Autorzy doszli do wniosku, że lepsze jest wrogiem dobrego i nie pokusili się o żadne nowatorskie elementy, które diametralnie zmieniłyby oblicze tej produkcji. Sami musicie więc sobie odpowiedzieć na pytanie, czy takie podejście Was zadowala, czy nie.

Zabawa przebiega w doskonale znanym rytmie. Peruwiańska dżungla podzielona została na mniejsze regiony, w których wykonujemy kolejne zadania w określonym porządku, torując sobie drogę za pomocą znajdowanych tu i ówdzie gadżetów. Gdzieniegdzie możemy pozwolić sobie na mały skok w bok, związany z beznamiętnymi misjami w stylu „zniszcz sześć wazonów” lub eksplorowaniem kompletnie opcjonalnych grobowców. Scenariusz zaplanowano tak, żeby prowadził nas cierpliwie za rączkę i serwował różnorodne wyzwania. Raz będziemy tłuc się z żołnierzami Trójcy, a chwilę potem wysilimy mózgownicę, by otworzyć przejście do kolejnej lokacji. Zostawione w tyle dokumenty i artefakty tradycyjnie da się skompletować później, bo ogniskowy system podróży działa w identyczny sposób jak poprzednio, a o stopniu oczyszczenia obszaru informuje nas ekran mapy i rozbudowany dziennik.

W grze pojawiają się też siedliska ludzi, podobne do gospodarstwa z Doliny Geotermicznej z Rise of the Tomb Raider. Tutaj akcja zdecydowania zwalnia, a my możemy zmarnować trochę czasu na rozmowę z tubylcami, odwiedzenie miejscowego sklepu i realizację kilku zadań pobocznych, zlecanych przez mieszkańców osady. Nie są one szczególnie zajmujące, ale warto je wykonywać dla otrzymywanych nagród.

Generalnie jest to przyjemna odskocznia od pędzącego na złamanie karku rollercoastera, ale nie oczekujcie nie wiadomo czego. Jeśli chłop z knajpy poprosi Was o rozwiązanie problemu bandziorów wykorzystujących do ciężkich prac jego syna, to rzecz sprowadzi się do szybkiego zbiorowego unieszkodliwienia paru niemilców i uwolnienia przetrzymywanych w sąsiedniej lokacji pastuchów. Pięć minut roboty i po krzyku.

Grobowy jeździec

Więcej satysfakcji niż zadania poboczne sprawia eksploracja opcjonalnych grobowców, które pojawiają się na mapie chwilę po przymusowym lądowaniu w peruwiańskiej dżungli. Deweloperzy zaprezentowali ten pomysł już w Tomb Raiderze z 2013 roku, ale dopiero teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że przygotowane przez nich zagadki są zajmujące. Nic nie robi się tutaj samo, trzeba odrobinę pomyśleć i opracowany plan skutecznie wprowadzić w życie. Był to zdecydowanie najjaśniejszy element Shadow of the Tomb Raider i jestem pewien, że po premierze nie odpuszczę ani jednego wyzwania tego typu. Na razie widziałem całe dwa grobowce i nawet ten pierwszy – teoretycznie najłatwiejszy – zmusił mnie do wzmożonego wysiłku, a to najlepsza rekomendacja dla growych łamigłówek, z którymi na ogół radzi sobie przedszkolak.

Sequel bezpieczny, ale czy to źle?

Napisałem na początku, że Shadow of the Tomb Raider dorównuje wcześniejszym częściom, a momentami (np. w przypadku grobowców) nawet je przewyższa. Generalnie nie mam nic do bezpiecznych sequeli, które w minimalny sposób rozwijają mechanizmy znane z poprzednich odsłon (tak w dużej mierze działa przecież seria Assassin’s Creed), ale nie każdy ma takie podejście.

Wielu graczy lubi wypróbowywać nowe zabawki lub móc uporać się z problemem w inny sposób niż dwa lata temu. Shadow takiej opcji nie oferuje, bo nadal korzystamy z tych samych rodzajów broni i gadżetów co wcześniej. Okej, wzbogacono trochę sekwencje skradankowe (teraz można przylepić się do ściany wymazanej błotem i poczekać na przechadzającego się delikwenta niczym Arnold Schwarzenegger w Predatorze) i dodano nurkowanie, ale to wciąż za mało, żeby mówić o zupełnie nowej jakości. Inna sprawa, że w Uncharted 4 również nie wprowadzono zbyt wielu usprawnień, a gra została ciepło przyjęta przez fanów. Mam wrażenie, że z Shadow of the Tomb Raider będzie bardzo podobnie.

Oczywiście trzeba sobie zadać pytanie, czy Tomb Raider rewolucyjnych zmian w ogóle potrzebuje. Biorąc pod uwagę, że Shadow of the Tomb Raider od pierwszych minut mocno przyciąga do ekranu i umiejętnie dawkując emocje, nie pozwala się od niego oderwać, powiedziałbym, że niekoniecznie. Tzw. pacing zrealizowany został tu wzorowo – rzecz więc rozbija się o mechanikę rozgrywki, która nie uległa żadnym poważnym zmianom praktycznie od 2013 roku. Trudno nie odnieść wrażenia, że autorzy nie mają pomysłu na twórcze rozwinięcie gameplayu i wolą zostawić wszystko, tak jak jest. Na zakończenie trylogii początków Lary Croft to w zupełności wystarcza, potem jednak fani mogą upomnieć się o innowacje i deweloperzy, chcąc nie chcąc, będą musieli temu wyzwaniu sprostać.

Jeśli cztery godziny z Shadow of the Tomb Raider miały przekonać mnie do zakupu tej gry, to eksperyment się udał – sięgnę po nią bez wahania. Wam jednak doradzam dokładne przestudiowanie tego tekstu, bo może się okazać, że trzeci tytuł zrealizowany według tego samego schematu nie jest tym, czego tak naprawdę oczekujecie. Peruwiańska dżungla czeka, trzeba jednak mieć do niej odpowiednie podejście.

ZASTRZEŻENIE

Wyjazd autora tekstu na warszawski pokaz gry Shadow of the Tomb Raider opłaciliśmy we własnym zakresie. Tytuł testowaliśmy na konsoli Xbox One X.

Krystian Smoszna | GRYOnline.pl

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Planujesz zagrać w Shadow of the Tomb Raider?

Tak
82,6%
Nie
10,3%
Jeszcze nie wiem
7%
Zobacz inne ankiety
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni
Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni

Przed premierą

Yandere Simulator to jedna z najdziwniejszych i najbardziej niepokojących gier, jakie obecnie powstają. Symulator szkolnej morderczyni powstaje w USA, choć wygląda jak kolejne japońskie dziwactwo.

Valheim to jeden z najlepszych survivali, w jaki kiedykolwiek grałem!
Valheim to jeden z najlepszych survivali, w jaki kiedykolwiek grałem!

Przed premierą

Na rynku jest już mnóstwo gier tego gatunku, ale mało która startując z pułapu Early Access szturmem podbiła serca graczy, uzyskując 96% pozytywnych opinii spośród niemal 17 tysięcy wystawionych recenzji. Czy Valheim zasłużył na ten zachwyt?