Iron Harvest to świat spisków i... mechów – co wiemy o grze? - Strona 2
Artysta Jakub Różalski od niemal dwóch lat nosił się z zamiarem przeniesienia swojego uniwersum 1920+ do świata gier wideo. Teraz jego projekt, tworzony przy udziale studia KING Art Games, zaczyna nabierać coraz ciekawszych kształtów.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Iron Harvest – RTS, który niczym cię nie zaskoczy
Ułańska dywizja zmechanizowana
Zanim w ogóle dowiedzieliśmy się o Iron Harvest, fani planszówek już zagrywali się w swoją produkcję ze świata 1920+. Wydana w 2016 roku gra Scythe też została osadzona w uniwersum stworzonym przez Różalskiego, a on sam dostarczył do niej grafiki. Scythe odniosło oszałamiający sukces na Kickstarterze, a następnie podbiło serca miłośników planszówek, zdobywając parę tytułów gry roku. Pozostaje życzyć Iron Harvest tego samego.
W potyczkach z wrogiem główną rolę odegrają naturalnie mechy – zróżnicowane monstra, zdolne z łatwością przetrzebić szeregi każdego oddziału piechoty. Już pierwsze materiały pokazują, że ich rozmaite funkcje zapewnią spore pole do popisu kreatywnym strategom – w jednym z filmików mogliśmy chociażby zobaczyć, jak lekka, szybka maszyna bojowa zwinnie wyskakuje z ukrycia i za pomocą ogromnego bagnetu przebija pancerz znacznie od niej większego, ciężkozbrojnego giganta.
Starcia mechów będą naturalnie najbardziej widowiskowym elementem walk, ale to nie oznacza, że jednostki piechoty to w świecie Iron Harvest tylko statyści. Choć ich podstawowa broń nie zagrozi opancerzonej machinie, rzucony w odpowiednie miejsce granat czy strzał z wyrzutni rakiet mają szanse zrobić jej większą krzywdę. Te niewielkie, złożone z kilku osób oddziały mogą też skutecznie bić się z szeregowymi wojskami przeciwnika i przejmować wrogie punkty strategiczne, a co za tym idzie – zasoby. Oczywiście wraz ze zdobywanym doświadczeniem awansują na wyższe poziomy. Warto więc będzie ograniczać straty i dbać o jednostki zaprawione w boju, zamiast co rusz rekrutować kolejnych żołnierzy.
Niektóre mechy to potężnie opancerzone potwory o niesamowitej sile ognia. Pozostaje brać nogi w zapas – bo mobilność to raczej nie ich najmocniejsza strona.
Poza jednostkami piechoty i mechami w kampanii pojawią się także bohaterowie. Inaczej niż w wielu tego typu grach nie będą oni posiadać nadludzkiej wytrzymałości, zaoferują natomiast dodatkowe opcje taktyczne. Na razie poznaliśmy trójkę głównych herosów, po jednym dla każdej z frakcji: będącą snajperem bojowniczkę Annę z Republiki Polanii, carskiego szpiega Olgę z Rusvietu oraz Guntera von Duisburga, saksońskiego generała, który okrył się chwałą w trakcie wielkiej wojny. Każdy z nich ma też do dyspozycji zwierzę, które pomaga mu na polu walki: niedźwiedzia, parę wilków, a nawet... tygrysa.
Mechy wyglądają nieporadnie i poruszają się niekiedy w niemal komiczny sposób, co jednak idealnie pasuje do idei rewolucji zbrojeniowej sprzed wieku.
Bohaterowie kampanii nie są nadludźmi – to zwyczajni ludzie, którzy tak samo łatwo mogą paść ofiarą wrogich kul.
Ze wspomnianymi bohaterami spotkamy się w trzech kampaniach dla jednego gracza, co łącznie da 21 długich misji. Zapowiedziane frakcje to Republika Polanii, Rusvet i Imperium Saksonii, wzorowane naturalnie na II Rzeczypospolitej, carskiej Rosji oraz Prusach. Kraje te będą się znacząco różnić (np. Polania to państwo najlepiej radzące sobie w wojnie podjazdowej, a armia saksońska jest najbardziej nowoczesna, ale też najdroższa), w związku z czym każdy wymagać będzie odmiennej strategii. Dla deweloperów rozbudowana, satysfakcjonująca kampania to podstawa Iron Harvest – wśród swoich najważniejszych inspiracji wymieniają Warcrafta 3 i przyznają, że historia z tej gry to dla nich wzór do naśladowania.