Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 6 września 2017, 15:00

Widzieliśmy polskie Phantom Doctrine – szpiegowski XCOM - Strona 2

Przez pierwsze minuty Phantom Doctrine odrzuca nieprzystępnością, skomplikowaniem i kiepską oprawą. Po tym mało zachęcającym wstępnym wrażeniu okazuje się jednak, że to niełatwa, wymagająca nieustannego skupienia i niezwykle wciągająca strategia turowa.

Aura intrygi

Twórcy nie zdradzili, jak poważne będą konsekwencje odkrycia i zaatakowania naszej bazy, niemniej nawet jeśli ograniczą się one tylko do zniszczenia części infrastruktury, dotkliwie je odczujemy. Bez sprawnie funkcjonującego schronienia nie możemy rozwijać naszej sieci agentów, ulepszać ich poprzez wszczepianie elektronicznych augmentacji czy zdobywać dla nich nowych tożsamości, gdy zostaną wykryci. W kryjówce przetrzymujemy także schwytanych przeciwników, którzy zapewniają dodatkowe opcje infiltracji. Pojmanego wroga możemy nie tylko przesłuchać, ale i całkowicie wyprać mu mózg, przekabacić go i wysłać do siedziby nieprzyjaciela, by był tam naszą wtyką. Opcja ta nie działa jednak tylko w jedną stronę: gdy stracimy jednego z podopiecznych w trakcie misji, a on wróci do nas po paru dniach, istnieje spore ryzyko, że w tym czasie stał się szpiegiem wroga.

Już samo natężenie statystyk, cyferek i tekstu dobitnie przekazuje, że nie mamy do czynienia z grą, która zapewni lekką i prostą rozgrywkę.

Widzieliśmy polskie Phantom Doctrine – więcej niż klon Invisible, Inc. - ilustracja #2

Sama kampania dla jednego gracza ma dostarczać odmiennych wrażeń przy każdym kolejnym podejściu, a jeśli to Wam nie wystarczy, w Phantom Doctrine znajdzie się również tryb wieloosobowy. Nie liczcie jednak na długie batalie ze znajomymi – multiplayer ograniczy się tu wyłącznie do turowych potyczek na osobnych mapach.

Od szemranych transakcji na czarnym rynku, przez moralnie wątpliwe postępowanie wobec więźniów, aż po wykradanie tajemnic wroga – nad każdym elementem Phantom Doctrine unosi się fantastyczna aura dwulicowości, podstępu i intrygi. Jeśli CreativeForge wykorzysta cały drzemiący w tym projekcie potencjał, tytuł ten jak żaden inny pozwoli na całkowite zanurzenie się w szpiegowskim świecie. Nawet sposób, w jaki zdobywamy informacje o nowych agentach, kryjówkach czy technologiach, został żywcem wyjęty z rozmaitych thrillerów.

Gra daje nam do dyspozycji tablicę korkową, na której rozwieszamy odnalezione podczas misji skrawki informacji i wybieramy z nich kluczowe słowa. Po pozyskaniu odpowiedniej liczby danych hasła zaczynają się powtarzać, a my łączymy je, odkrywając ważne wiadomości. Mnogość aspektów oraz ich wzajemne oddziaływanie sprawiają, że w teorii dzieło warszawskiego studia to produkcja zdecydowanie bardziej rozbudowana niż chociażby świetne Invisible, Inc.

Nasze schronienie może i nie robi najlepszego wrażenia, ale to lepsze niż więzienna cela lub kostnica.

We wczesnej wersji, którą miałem okazję zobaczyć w Kolonii, gra wydawała się mało przejrzysta – poszczególne elementy zlewały się ze sobą, interfejs był niezbyt intuicyjny, a sama mnogość rozmaitych statystyk mogła odstraszyć mniej zdeterminowanych graczy. Nie pomagała też oprawa wizualna, która prezentowała się kiepsko. Brak fajerwerków graficznych i ostrych jak żyleta tekstur należy oczywiście wybaczyć – to w końcu nie wysokobudżetowa produkcja – ale wystarczyłaby jakaś bardziej wyrazista stylistyka, by już przy pierwszym spojrzeniu przykuć uwagę. Tymczasem na ten moment każdy, kto zechce zapoznać się bliżej z produkcją CreativeForge, musi przeboleć wyjątkowo przeciętne pierwsze wrażenie.

Wynajdywanie kluczowych słów i łączenie ich może i nie jest najbardziej skomplikowaną mechaniką, ale daje poczucie prawdziwego rozpracowywania konspiracji.

Mimo wszystko warto zacisnąć zęby i brnąć dalej, bo Phantom Doctrine to projekt ambitny, ciekawy i jedyny w swoim rodzaju. Stołeczne studio tworzy grę, która zapowiada się na wyjątkowo złożoną, wymagającą nieustannego skupienia i niewybaczającą błędów strategię. Podczas gamescomu widziałem zaledwie ułamek tego, co planują deweloperzy, ale półgodzinna prezentacja pozostawiła wrażenie, że oglądam produkcję, która bardzo wysoko zawiesi poprzeczkę innym szpiegowskim tytułom.

ZASTRZEŻENIE

Koszt wyjazdu autora na niemieckie targi gamescom 2017 w Kolonii opłaciliśmy we własnym zakresie.

Jakub Mirowski | GRYOnline.pl

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest
Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest

Przed premierą

W niszy, która powstała po porzuceniu przez Ubisoft serii Heroes of Might and Magic sukcesy odnosić mogą mniejsi twórcy, tacy jak Lavapotion. Ich Songs of Conquest może być najlepszą grą w stylu „hirołsów” od czasów kultowej trójki.

STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?
The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?

Przed premierą

Bethesda Softworks nie pozostawia nam złudzeń – upłynie jeszcze dużo czasu, zanim The Elder Scrolls VI trafi do naszych rąk. Jednak od premiery Skyrima minęło już prawie pięć lat, więc to pytanie samo ciśnie się na usta: czego oczekujemy od jego następcy?