Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 29 lipca 2016, 08:15

autor: Przemysław Zamęcki

Graliśmy w We Happy Few – to nie jest nowy BioShock - Strona 2

We Happy Few zaskoczyło prezentacją podczas ostatnich targów E3, przywodząc na myśl grę utrzymaną w stylistyce BioShocków. Dystopiczna rzeczywistość połowy lat sześćdziesiątych w Wielkiej Brytanii skrywa jednak inne tajemnice.

Survival pełną gębą

Oprawa wizualna ma się nieźle, przynajmniej w najbliższym otoczeniu. Dalej niestety widać liczne uproszczenia i dorysowywanie się obiektów.

Grę rozpoczynamy w kanałach, gdzie znajduje się baza wypadowa Hastingsa. Możemy tutaj przetrzymywać przedmioty niemieszczące się w plecaku. Jest tu też łóżko, w którym Arthur ma szansę odpocząć po wyprawie na powierzchnię, aczkolwiek również i tam miejsc do relaksu nie brakuje. Tyle tylko, że domy wyposażone w łóżka nie zawsze są opuszczone, a miejscowi nie lubią, jak ktoś im się szwenda po mieszkaniu. Warto tu podkreślić, że twórcy nie potraktowali zamieszkujących miasteczko NPC po macoszemu. Każdy z nich ma imię i nazwisko, z każdym teoretycznie można zamienić dwa słowa, a dodatkowo mieszkańcy Wellington Wells są wyczuleni na wszelkie kradzieże i przemoc. Trochę to irytujące, biorąc pod uwagę fakt, że aby posuwać się naprzód, trzeba przetrząsać wszystkie napotkane obiekty mogące zawierać jakieś fanty.

Osobom, które chciałyby pokojowo koegzystować z miejscowymi, przychodzi w sukurs umiejętność skradania się (można się nawet schować pod łóżkiem), pozostali skazani są na liczne potyczki. Walczymy za pomocą pięści, gałęzi, kijów do krykieta – wszystko, co tylko da się wziąć do ręki, może posłużyć do zrobienia krzywdy przeciwnikom. Mechanika starć nie jest skomplikowana i ogranicza się do wyprowadzania ciosów i blokowania, niemniej nie ma się poczucia, że czegokolwiek jej brakuje. Co ważne, można delikwenta zatłuc na śmierć lub oszczędzić – o ile ten przykucnie i sam straci ochotę do bitki.

Wredny „bobby” nie chce nas przepuścić dalej.

Graliśmy w We Happy Few – to nie jest Bioshock - ilustracja #3

Compulsion Games to niewielka firma, której siedziba mieści się w starej fabryce gramofonów w Montrealu. Liczące dwadzieścia osób studio odpowiedzialne jest za wydaną w 2013 roku grę Contrast. Już ten tytuł pokazał, że twórcy lubują się w ciekawych stylizacjach swoich produkcji oraz mieszaniu gatunków.

Eksploracja to podstawa, ale musi ona też czemuś służyć. We Happy Few stara się opowiadać jakąś historię i oferuje niemało zadań pobocznych, jednak najważniejszy jest tu crafting i survival. Przetrząsamy więc lokacje w poszukiwaniu taśm klejących, różnych szmat, metalowych sztabek i mnóstwa innych dupereli, by móc stworzyć przedmiot pomagający w dalszej szperaninie (np. łom), ale też pozwalający wykonać określone zadanie. Osobiście nie przepadam za tego typu rozwiązaniami i staram się ich w grach unikać, niemniej twórcy z Compulsion postanowili jeszcze bardziej utrudnić nam sprawę. Jeżeli miarą prawdziwie survivalowej gry jest to, że nie polega ona tylko na zbieraniu gratów, ale także skupia naszą uwagę na podstawowych potrzebach bohaterów, to WHF jest survivalem pełną gębą. Arthur musi jeść, pić, spać, może się zatruć nieświeżym jedzeniem, może się wykrwawić. Niewyspany Arthur to Arthur słaby, niemogący wykorzystać całego paska staminy. Arthur głodny lub spragniony to Arthur martwy. Nie muszę pisać, że do tego samego stanu może doprowadzić zatrucie. Aby bohater się nie wykrwawił, należy nosić ze sobą zapas bandaży i alkoholu.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2
Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2

Przed premierą

Drugi rok z rzędu Ubisoft pokazuje na E3 świetne trailery Beyond Good & Evil 2. Problem polega na tym, że to czyste CGI, na podstawie którego nie da się niczego powiedzieć o samej grze. My mieliśmy możliwość zobaczenia gameplaya z BG&E2.

Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi
Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi

Przed premierą

Escape from Tarkov zapowiada się na najbardziej realistyczny symulator przebywania na nieprzyjaznym terenie. Mechanizmy zabawy są bardzo proste – największe przeszkody czają się zupełnie gdzie indziej.

Inner Chains - nadciąga nowy, polski i mroczny FPS
Inner Chains - nadciąga nowy, polski i mroczny FPS

Przed premierą

Debiutancka produkcja studia Telepaths’ Tree kusi klimatycznym światem wykorzystującym potencjał silnika Unreal Engine oraz obietnicą połączenia horroru z wartką akcją i interesującą opowieścią.