Testujemy grę Gloria Victis – sieciowy Mount & Blade z Polski, ale... jeszcze nie teraz - Strona 2
Gloria Victis to powstająca już pięć lat niezależna gra MMO z Polski. Ten sieciowy Mount & Blade trafił niedawno do steamowego wczesnego dostępu i zebrał ciepłe opinie. Jaka jest Gloria Victis?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
War of the Roses MMO
Po zdobyciu ekwipunku możemy rozpocząć zwiedzanie świata i zmagania z przeciwnikami – zwierzętami i bandytami sterowanymi przez SI czy po prostu wrogimi graczami. System walki oparty jest na atakach i blokowaniu z różnych kierunków – komendy te wydajemy oczywiście sami i musimy wstrzelić się w tempo potyczki, inaczej nici z celnego ciosu czy skutecznego bloku. Ten system non-target po dopracowaniu będzie niewątpliwie silną stroną Glorii, gdyż już teraz starcia większych grup graczy przypominają (toporne i uproszczone) walki z War of the Roses, choć samej mechanice bliżej do tej z Mount & Blade: Warband. Porównania szlachetne, miejcie jednak na uwadze, że póki co Gloria Victis jest pozycją niedopracowaną, pełną błędów i drewnianą niczym Arcania: Gothic 4.
Poza craftingiem drugi trzon aktualnej wersji tytułu stanowią starcia PvP. Mechanika walki opiera się na umiejętnościach graczy (choć ważną rolę pełni też ekwipunek czy poziom postaci), a w związku z tym grupowe ustawki średniowiecznych rycerzy mogą sprawiać sporą frajdę, jeśli wziąć poprawkę na ich niedopracowanie. Do potyczek zachęca podział na frakcje, które rywalizują o fortece i miasta w otwartym świecie, gdzie zawsze można spodziewać się zasadzki przeciwników. Do tego dochodzą także organizowane regularnie turnieje.
Bardzo wczesny dostęp
Już teraz silną stronę dzieła Polaków stanowi oprawa muzyczna. Motyw tytułowy opracował znany z Wiedźmina 2 i 3 Marcin Przybyłowicz, a za resztę kawałków odpowiada Jan Grochowski. Całość ma określony charakter, dobrze wprowadzający w brutalny świat gry.
Twórcy Glorii swoje wielkie plany pragną zrealizować pod koniec 2017 roku, zostało im więc jeszcze sporo czasu. Na razie jednak polskie MMO jest biedne jak mysz kościelna. Produkcja niewątpliwie ma potencjał graficzny, ale póki co lepiej prezentuje się na screenach. W ruchu postacie są drewniane, a doczytujące się przed nami elementy skutecznie odbierają przyjemność obcowania z ładnie bądź co bądź zaprojektowanym otoczeniem. Dodajcie do tego stojące w miejscu postacie niezależne oraz wrogów, którzy kompletnie ignorują, że zabija się ich towarzyszy dwa metry dalej, a otrzymacie potencjalnie ciekawy, ale na razie sztuczny świat. Przed autorami jeszcze wiele pracy, by zyskał on na wiarygodności, a bez tej nie wyobrażam sobie sensownie poprowadzonej warstwy fabularnej.
Nie mniej niż sztuczne miasta uderza masa niedoróbek, problemy z serwerami czy po prostu toporna mechanika walki. Gry we wczesnym dostępnie trafiają do klientów w różnym stanie: od niemal wykończonego i bezbłędnie działającego RimWorlda, przez rozbudowywane The Long Dark, aż po buble pokroju skasowanego The Stomping Land. Glorii niestety bliżej do tego trzeciego typu – nie zrozumcie tego jednak źle. Produkcja oferuje sporo zabawy graczom, którzy cenią sobie hardkorowość i grupowe starcia PvP, trzeba jednak pamiętać, że obecnie bug buga bugiem pogania i grze daleko jeszcze do spełnienia choćby części z obietnic złożonych przez twórców, a te są przecież szalenie ambitne jak na małe niezależne studio – nie brakuje wśród nich i morskich bitew, i systemu housingu, i rozmaitych minigier.