Graliśmy w Shadow Warrior 2 - sequel lepszy pod każdym względem - Strona 2
Pierwszy Shadow Warrior był oldskulowym remakiem gry z 1997 roku i jako taki nie stanowił produkcji szczególnie ambitnej. Przygotowując „dwójkę”, deweloperzy zmienili jednak dość mocno koncepcję, tworząc strzelaninę bardziej rozbudowaną i otwartą.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Shadow Warrior 2 - godnego rywala Dooma i Borderlands znad Wisły
To jednak tylko dodatek do rozgrywki, która w „dwójce” przeszła poważny lifting. Walka w zwarciu jest teraz znacznie przyjemniejsza i bardziej płynna. Mamy do dyspozycji kilka umiejętności, które można oczywiście rozwijać, jednak już w początkowych etapach dają one poczucie bycia wprost niezniszczalnym kozakiem. Pojawił się dash, istnieje opcja stania się na chwilę niewidzialnym, co przy okazji kilkakrotnie zwiększa zadawane obrażenia, oraz powalenia przeciwników potężnym pchnięciem. Moim faworytem jest jednak zdecydowanie zdolność, po aktywowaniu której z ziemi wyrastają wysokie kolce, nabijające na siebie wszystkich wrogów w pobliżu. Deweloperzy premiują ofensywne podejście: starcia mają przede wszystkim sprawiać przyjemność, a jakakolwiek taktyka ogranicza się do tego, którą broń wybrać na dany typ nieprzyjaciela.

Możliwość przestrzelenia przeciwnikowi brzucha i trafienia przez dziurę w kolejnego demona za nim? Obecna!
To zaś może mieć spore znaczenie, bo część przeciwników posiada swoistą dla siebie odporność, na którą trzeba znaleźć odpowiedni sposób. Tak więc szarżowanie na ognistego bossa z miotaczem płomieni to pomysł idiotyczny, ale już lodowy łuk zada mu ogromne obrażenia. Dobór wyposażenia wydaje się więc kluczowy w przypadku najcięższych wrogów, na szczęście uzbrojenie i kryształy, przy pomocy których je modyfikujemy, występują na każdym poziomie w ilościach wręcz hurtowych, nie ma więc obaw, że zatniemy się w jakimś momencie przez to, że akurat brakuje nam, powiedzmy, kwasowego ulepszenia.

Akcja tytułu będzie rozgrywać się pół dekady po wydarzeniach z pierwszej części. Wówczas Lo Wang z zadaniem uratowania świata przed demonami poradził sobie połowicznie i teraz pracuje jako samodzielny najemnik dla yakuzy. Ludzie z kolei koegzystują ze śmiertelnie niebezpiecznymi potworami z innego wymiaru. Oczywiście nie wszyscy są z tego zadowoleni, toteż przeciwników do ubicia nam nie zabraknie. Lo Wang otrzyma przy tym nowego towarzysza: będzie nim dziewczyna o imieniu Kamiko, która podobnie jak Hoji w pierwszej części zamieszka w naszym ciele.
Walki wyglądają przy tym bardzo efektownie, jako że większy nacisk położono na wykorzystywanie otoczenia. Możemy więc wybić alternatywną ścieżkę przez ścianę przy pomocy dasha, pchnięciem znacząco zepsuć wystrój jakiegoś pokoju, a także – jakżeby inaczej – wysadzić setki beczek o różnym działaniu. Ciekawsi są też przeciwnicy, bo oprócz tradycyjnych demonów, które posyłamy w niebyt w tysiącach, spotykamy również ich naprawdę pomysłowe wariacje. Niektóre po śmierci rozpadają się na kilka mniejszych paskudztw, inne poprzez swoje wygimnastykowanie mocno utrudniają trafienie, jeszcze następne po otrzymaniu większych obrażeń dzielą się na dwie kopie... Shadow Warrior 2 jest oczywiście produkcją bardzo krwawą, więc obcinane fragmenty ciała latają na prawo i lewo, często na zupełnie absurdalne odległości, zaś flaki po chwili machania kataną zdobią wszystko dookoła. Przemoc okazuje się przy tym na tyle groteskowa, że dokłada cegiełkę do oldskulowego klimatu całej produkcji. Wszystkie te elementy tworzą mieszankę, która sprawia naprawdę mnóstwo frajdy – nawet jeśli nie jest to rozrywka specjalnie wyrafinowana.