Fallout 4 w akcji, czyli kurz, krew i eksplozje. Wrażenia z pokazu na gamescomie - Strona 2
Podczas tegorocznych targów gamescom mieliśmy okazję zobaczyć niewielki skrawek czwartej części Fallouta przed listopadową premierą. Bethesda co prawda ograniczyła się w Kolonii do kilkunastominutowej prezentacji, ale i tak było na co popatrzeć.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Fallout 4 - Czas apokalipsy
Ostatni zarzut może robić wrażenie wymyślonego na siłę, ale juchy w nowym dziele Bethesdy naoglądacie się naprawdę sporo. Prezentacja na gamescomie skupiała się głównie na walce: ocalały z Krypty 111 bohater położył w Lexington trupem całe zastępy ghuli, bandytów oraz imponującego rozmiarami behemota. Starcia (szczególnie z przeciwnikami, którzy wolą atakować na krótki dystans) są dynamiczne i raczej nie pozwalają na zbyt częste korzystanie z dobrodziejstw systemu V.A.T.S. Kiedy jednak ów turowy system celowania dochodzi do głosu, robi to z przytupem: serie z karabinów maszynowych przecinają powietrze, wystrzały ze strzelby pozbawiają wrogów kończyn, a eksplozje rozsadzają wszystko i wszystkich – całość oczywiście prezentowana jest w zwolnionym tempie do czego przywykliśmy już od trzeciej części. Tym, którzy w walkę angażują się niechętnie, zawsze pozostaje możliwość nasłania na siebie dwóch różnych typów przeciwników i wykończenia tego, który przeżył. Ghuli lubić nie sposób, ale kiedy ich banda zacznie przerzedzać szeregi polujących na gracza bandytów, wyrazy wdzięczności są zdecydowanie na miejscu.
Ogólnie Fallout 4 zapowiada się na grę, która będzie mieć sporo bardzo filmowych momentów. Podczas pokazu nagle nadleciał helikopter z dwójką żołnierzy w pancerzach wspomaganych, którzy natychmiast włączyli się do potyczki z naszymi przeciwnikami. Po chwili jeden z bandytów zestrzelił maszynę, a ta rozbiła się o dachy i zniknęła w morzu płomieni, za moment zaś do akcji wkroczył potężny behemot, do ubicia którego potrzeba było dwóch rakietowych pocisków o potężnych gabarytach oraz kilkuset pocisków z karabinów pomagających bohaterowi żołnierzy. Niestety, trudno cokolwiek powiedzieć na temat sztucznej inteligencji naszych towarzyszy: postacie, które dołączają do nas bez zapowiedzi (czy to wspomniani dżentelmeni w pancerzach, czy strzegący supermarketu robot), po prostu ostrzeliwują każdego wroga w zasięgu wzroku, zaś pies... Pies na razie sprawia wrażenie pokrytego futrem kursora i działa na zasadzie „przynieś, podaj, przegryź tętnicę”. Miejmy nadzieję, że Bethesda nie ograniczy roli zwierzaka tylko do tego, a czworonóg okaże się zarówno przydatnym pomocnikiem, jak i wiernym kompanem.