autor: Przemysław Zamęcki
Testujemy nowe cechy gry Kingdom Come: Deliverance - walkę na miecze i jazdę konną - Strona 2
Po raz kolejny przyglądamy się jednemu z ciekawszych przyszłorocznych projektów. To rarytas dla wszystkich, którzy w dzieciństwie chcieli zostać Zbyszkami z Bogdańca.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Kingdom Come: Deliverance - między Gothikiem a Wiedźminem
Drugą z wprowadzonych nowości stanowi jazda konna. Choć twórcy zaznaczają, że cały czas pracują nad tym elementem, to już teraz oceniam go bardzo pozytywnie. Koń na razie dysponuje jedynie „dwoma biegami” – lekkim kłusem i galopem – ale ponieważ dostępny obszar wciąż nie jest zbyt duży, w zupełności to wystarcza. W pełnej wersji na pewno znajdzie się też szybka podróż, jednak obecnie komenda ta nie działa. Konik potrafi także przeskakiwać przez przeszkody, a jego przywoływanie jest zupełnie standardowe. Wystarczy gwizdnąć i rumak pojawia się poza polem naszego widzenia.
W nowej alfie możemy też korzystać z wytrychów. Zresztą włamanie się do jednej ze skrzyń okazuje się niemal konieczne, jeśli chcemy poćwiczyć strzelanie z łuku. Mechanika otwierania zamków wydaje się dość prosta i opiera na odpowiednim obracaniu gałek pada lub ruchach myszką. Mimo nieudanych prób wytrych ani razu się nie złamał. Jak będzie w pełnej wersji, dopiero się przekonamy.
Biegając po polach, możemy również zbierać różnorakie zioła. W jednym z leśnych ostępów mieści się chatka zielarki, w której znajduje się palenisko, księga z opisem ziół i ich warzenia, klepsydra oraz kilka dodatkowych składników, jak na przykład woda czy alkohol. Zapytacie zapewne: po co klepsydra? Otóż jest to – zdaje się – pierwsza gra, która do tematu zielarstwa podchodzi w poważniejszy niż zazwyczaj sposób. Nie dość, że posiadane zioła należy wrzucić do gara, to trzeba jeszcze podtrzymywać ogień, dmuchając w niego co jakiś czas miechem, a sam wywar musi bulgotać konkretną ilość czasu. Obserwując klepsydrę, zorientujemy się, kiedy dekokt będzie gotowy.
Przyzwyczajeni zostaliśmy, że w zależności od podjętej decyzji wcześniej czy później spotkamy się z różnorakimi jej konsekwencjami. Szczerze powiem, że nie do końca byłem przygotowany na taką niespodziankę w Kingdom Come i kiedy w napadniętym przez Połowców gospodarstwie natknąłem się na umierającego żołnierza i jego kamrata proszącego o środki uśmierzające ból kolegi, przyjąłem to zadanie, po czym beztrosko pomaszerowałem dalej zwiedzać okolicę. Po nocy spędzonej w obozie wojskowym wybrałem się wreszcie do zielarki i przekupiłem ją (w trakcie rozmów z NPC dostępne są różne formy perswazji), by udała się do rannego i go opatrzyła. Natychmiast po tym wydarzeniu pogalopowałem do spalonego gospodarstwa, ale okazało się, że mężczyzna zmarł z powodu zbytniej opieszałości z mojej strony.
Wizualnie gra wypada znakomicie, jednak doskonale widać, że będzie wymagać żmudnej optymalizacji kodu. Na karcie graficznej GeForce GTX 970 framerate szalał od wartości dwudziestu kilku do ponad trzydziestu klatek na sekundę. Najgorzej bywało podczas prześlicznych wschodów i zachodów słońca. Wiele elementów dostępnego buildu wciąż znajduje się w trakcie opracowywania, stąd nie ma co narzekać na wysyp klonów, braki w synchronizacji ruchu warg i wiele innych drobnych spraw. Tym bardziej że niektóre postacie wciąż były nieme, a fakt, że inne do nas przemawiały (zazwyczaj głosem jednego aktora), stanowi tylko tymczasowe rozwiązanie. W przyszłości wypowiedzi te zostaną zastąpione profesjonalnymi nagraniami.
Kingdom Come: Deliverance zapowiada się na niezwykle solidną pozycję. Do premiery gry prawdopodobnie został co najmniej rok, ale warto przez ten czas przyglądać się zachodzącym w projekcie zmianom. Docelowymi platformami są oczywiście komputery PC oraz konsole PlayStation 4 i Xbox One.