autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Overwatch – Blizzard kontra Team Fortress 2 - Strona 2
Blizzard tworzy świeże uniwersum i próbuje swoich sił w nowym gatunku. W Bostonie mieliśmy okazję zagrać w Overwatch – grę, która odważnie rzuca wyzwanie Team Fortress 2.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Overwatch – Blizzard pozamiatał
Overwatch w akcji
Zaczynając przygodę z Overwatch, spodziewałem się czegoś w rodzaju, nie zgadniecie, Team Fortress 2. Rzeczywiście Blizzard uderza w podobne tony, bo gra jest szybka, zręcznościowa i żywiołowa. Zresztą, Jeff Kaplan, producent, z którym miałem okazję rozmawiać, wcale się z tym nie kryje. Pierwsze wrażenie okazuje się jednak takie, że na tle konkurencji tytuł punktuje dokładnością i czytelnością. To zapewne zasługa nowszej technologii, bardzo pieczołowitego wykonania wizualnego i ogólnej koncepcji. Grając dzisiaj w Team Fortress 2, miewam momenty rozczarowania, kiedy nie wiem, co się dzieje, albo irytują mnie mniejsze lub większe opóźnienia. W Overwatch w ogóle nie musiałem kłopotać się takimi sprawami – wydaje się, że to świetnie skrojona, doszlifowana pozycja.
Blizzard żywi dużo pozytywnych uczuć względem Team Fortress 2 – uważamy, że jest to fantastyczna produkcja. Ja sam grałem w nią od czasów moda do pierwszego Quake’a. Bardzo podobało mi się też Team Fortress Classic w momencie premiery – powiedział mi w czasie rozmowy jeden z deweloperów, Jeff Kaplan.
Drugie spostrzeżenie, już nieco mniej oczywiste niż to, że nowa gra jest raczej nowsza niż starsza, dotyczy różnic między postaciami. Najpierw zagrałem jako McCree, a później Farą, jedną z ujawnionych wcześniej heroin. W roli rewolwerowca szło mi wyjątkowo słabo, bo nie zdążyłem wyczuć jego zdolności i nie potrafiłem uzyskać odpowiedniej precyzji ze strzelającego pojedynczymi pociskami rewolweru. Kaplan, producent gry, z którym później rozmawiałem, wyjaśnił, że mogło to wynikać też z faktu, iż McCree pełnię możliwości osiąga dopiero przy wsparciu drużyny – przykładowo jego superzdolność, zabójcza broń, wymaga chwili do aktywacji, dobrze więc, gdy ktoś nas wtedy ubezpiecza.
Celem przy Overwatch było zapewnienie takiej różnorodności, żebyś zawsze znalazł coś dla siebie. (...) Jako deweloper staram się grać po równo postaciami, ale mam swoich faworytów. To się jednak zmienia: w ostatnich tygodniach był to McCree. Z Zarią nie idzie mi najlepiej, muszę podpatrzyć, jak grają lepsi. Wierz lub nie, ale mam też problemy z Bastionem – wyznał Jeff Kaplan.
Jako McCree zakończyłem mecz wynikiem tak słabym, że w pierwszej chwili chciałem dyskretnie się wycofać i utrzymywać, że nigdy na PAX East mnie nie było. Na szczęście los się odmienił, gdy wybrałem wspomnianą Farę. Podczas pierwszego meczu widziałem ją w akcji i uznałem, że rakietnica, przywodząca na myśl skojarzenia z Quake 3 Arena, to coś dla mnie. Rzeczywiście tak było – niszczyłem wrogów z ogromną skutecznością i ostatecznie miałem najlepszy wynik. W grze Farą podobała mi się jej mobilność, potęga i indywidualizm. Czasem w pojedynkę byłem w stanie wypchnąć przeciwników z pomieszczenia, a przynajmniej mocno się do tego przyczynić. Po prostu siałem destrukcję moim rakietami i nie musiałem za bardzo przejmować się tym, czy dostanę wsparcie.