Widzieliśmy grę Hatred - kontrowersyjnego klona pierwszego Postala - Strona 2
Żadna inna gra nie zrobiła ostatnio takiego szumu w mediach, jak Hatred - strzelanina tworzona przez młode gliwickie studio Destructive Creations. Odwiedziliśmy siedzibę autorów, żeby sprawdzić jaki produkt kryje się pod płaszczykiem kontrowersji.
Gra zaoferuje nam siedem różnorodnych etapów, dość dużych pod względem rozmiarów. „Lokacje miały być mniejsze – tłumaczy Jarek – ale z czasem się rozrosły. Sam pierwszy etap ma powierzchnię kilometra kwadratowego”. Eksploracja w Hatred to sposób na aktywowanie dodatkowych zadań pobocznych. W oglądanym epizodzie był to pogrzeb oraz typowa domówka. Jak nietrudno się domyślić, w obu przypadkach należy dokonać eksterminacji zgromadzonych osób, co nie jest specjalnie trudne, gdyż cywile się nie bronią. „Pracujemy nad sztuczną inteligencją ludzi, żeby zachowywali się odpowiednio do sytuacji, czyli rozbiegali na wszystkie strony”. Po czterech miesiącach prac, bo tyle właśnie powstaje gra, ten element jest jeszcze daleki od ideału.

Autorzy milczą na temat kolejnych lokacji odwiedzanych w grze, gdyż nie chcą psuć graczom niespodzianki, zwłaszcza tej czekającej w finale opowieści. Oprócz miasteczka, zobaczyłem jedynie marinę oraz powstający aktualnie pociąg – fragment jednego z etapów będzie bowiem rozgrywać się podczas podróży koleją.
Warto zaznaczyć, że lokacje zostały stworzone na bazie faktycznie istniejących miejscówek, nie będziemy jednak ich w stanie w prosty sposób zlokalizować. Autorzy wybrali pewien obszar ze stanu Nowy Jork, a następnie podzielili go na odrębne obszary. „Nie mamy żadnych grafik koncepcyjnych, miasteczko, które widzisz, zaprojektowaliśmy na bazie zdjęć z Google Street View. Odwiedzaną później marinę odtworzyliśmy ze zdjęcia satelitarnego”. Trzeba przyznać, że jest to dość oryginalne źródło inspiracji, ale ma swoje zalety, ale dzięki niemu gliwiczanie mogli budować lokacje z uwzględnieniem najmniejszych szczegółów. Przywiązanie do detali ma jednak również złe strony. Z twórcami skontaktowała się m.in. nowojorska policja, która zażądała usunięcia charakterystycznej odznaki, widocznej na podłodze w komisariacie (jest obecna w pierwszym zwiastunie). Okazało się, że deweloperzy wykorzystali prawnie chroniony znak towarowy, nie pytając się głównych zainteresowanych o zgodę. „Nie mieliśmy o tym pojęcia, ale zmiany oczywiście dokonamy” - podsumowuje krótko deweloper.
Oprócz cywilów, w grze pojawią się także wrogowie – podobnie jak w serii Grand Theft Auto, będą oni reprezentowani przez różne formacje stróżów prawa, na początku zwykłych posterunkowych, potem wyborowe jednostki SWAT. Wzorem poprzednich odsłon GTA, w Hatred będzie też interweniować wojsko, ale dopiero gdy wyrządzone przez nas spustoszenie sięgnie niebotycznych rozmiarów. Plan jest ambitny, bowiem policja będzie wkraczać do akcji stopniowo. W pierwszym etapie, który toczy się na jakiejś zapadłej dziurze, w ogóle nie uświadczymy oddziałów specjalnych, późnie taryfa ulgowa zniknie. Autorzy obiecują, że starcia z oponentami zmuszą nas do ostrożnego działania. Co innego strzelać do bezbronnych cywilów, a co innego musieć wyeliminować uzbrojonych po zęby oponentów. Gra ma być pod tym względem bardzo trudna – konieczne staną się ucieczki przed obławą. W unikaniu wrogich pocisków pomogą efektowne przewroty i umiejętność schylania się. Systemu osłon znanego z Gears of War nie będzie, bo jak daje do zrozumienia Zieliński, gracze stają się dzięki niemu bardziej pasywni.