Graliśmy w Assassin's Creed: Unity - nadchodzi pogromca "dwójki"! - Strona 3
Trzy godziny to niewiele, żeby zobaczyć choć część atrakcji, jakie pojawią się w grze z serii Assassin's Creed, ale wystarczająco wiele, by wyrobić sobie o niej już jakąś opinię. A ta jest nad wyraz pozytywna. Nadchodzi pogromca "dwójki"!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed: Unity - Arno Dorian, zabójca nowej generacji
Zmiana podejścia do starć praktycznie wywróciła do góry nogami sposób, w jaki należy wykonywać powierzane zadania. Alex Amancio ze studia Ubisoft Montreal słusznie zauważył, że „dotychczasowy model walki był dla fanów bardzo wygodny, dlatego w sytuacjach, gdy otwarty konflikt nie zakłócał przebiegu misji, gracze niemal zawsze woleli rozwiązywać problemy metodą siłową”. To już jednak historia. Wysoki poziom trudności potyczek zmusza nas do stosowania innych rozwiązań. Bezszelestne zbliżanie się do ofiar i eliminowanie ich z ukrycia, używanie gadżetów i rozpraszanie grup strażników staną się Waszym chlebem powszednim. Unity kładzie większy nacisk na skradanie niż jakakolwiek inna gra z tej serii, co należy traktować jako olbrzymi plus! W cieniu też łatwo nie będzie, bo autorzy wywalili możliwość wywabiania wrogów za pomocą gwizdania. Kto intensywnie eksploatował „czwórkę”, ten wie, jak mocno ta zdolność ułatwiała ubijanie oponentów.

Gra zaskakuje wieloma dobrymi pomysłami, co docenią przede wszystkim weterani serii. W Unity obecna jest np. możliwość otwierania zamków za pośrednictwem wytrychów. Te ostatnie należy kupić u handlarzy, a samej umiejętności trzeba się wpierw nauczyć. Nie gwarantuje to oczywiście pełnego sukcesu, bowiem w początkowej fazie zmagań uporanie się z serwowaną przez produkt minigrą nie będzie łatwe i konieczne okaże się dalsze szkolenie w złodziejskim fachu.
Na ogromną pochwałę zasługują też misje, zarówno te z głównego wątku fabularnego, jak i wszelkie aktywności poboczne. Koniec z prostymi zleceniami typu „zabij wroga oznaczonego czerwoną kropką”, nawet najzwyklejsze zabójstwa są rozbudowanymi zadaniami z dobrze nakreślonym tłem. Do wszystkich misji, również tych kooperacyjnych, dorobiono jakąś historyjkę, pozwalającą lepiej zrozumieć czasy, w jakich przyszło żyć Dorianowi, a także przy okazji poznać zabytki Paryża. Kapitalnie prezentują się finałowe epizody kolejnych sekwencji, gdzie dokonujemy eliminacji ważnych postaci. Wzorem pierwszej odsłony cyklu, gracz przez dłuższą chwilę poszerza wiedzę o zwyczajach swoich wrogów, a kiedy w końcu dochodzi do nieuchronnej konfrontacji, może przygotować grunt pod zadanie decydującego ciosu. Każda z finałowych misji sekwencji zawiera opcjonalne zadania dodatkowe, które mogą ułatwić dotarcie do celu. Jeśli np. wyloty powietrza z kanałów ściekowych zatkamy drewnianymi paletami, uwięzimy wydobywający się z podziemi dym, znacznie ograniczając rywalom widoczność. Jak duże ma to znaczenie dla zmuszonego do działania w ukryciu asasyna, możecie się łatwo domyślić.
Aktywności dodatkowych jest po prostu mnóstwo. Autorzy zwiększyli ich liczbę w Unity, dzięki czemu misje z głównej fabuły stanowią niewielką część zadań pobocznych. Podczas pobytu w Paryżu będziemy przywracać do świetności zrujnowaną kawiarnię (pełniącą funkcję bazy wypadowej asasyna), rozwiązywać zagadki detektywistyczne oraz brać udział w innych, mocno rozbudowanych wyzwaniach, np. dołączaniu do kultu... Bafometa i rozszyfrowywania zagadek Nostradamusa. Bardzo spodobały mi się zadania dotyczące identyfikowania morderców. Po dotarciu na miejsce zbrodni i oględzinach zaszlachtowanego nieszczęśnika musimy zidentyfikować Wzrokiem Orła różne ślady, porozmawiać ze świadkami i na podstawie tych strzępków informacji wytypować zabójcę. Coś pięknego.