autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja Forza Horizon 2 – rewelacyjny, wyścigowy sandbox nowej generacji
Forza Horizon 2 wystartowała z pierwszej pozycji w wyścigu o tytuł najlepszej gry samochodowej tego roku. Czy DriveClub, Project Cars oraz The Crew będą w stanie dogonić exclusive'a Microsoftu?
Recenzja powstała na bazie wersji XONE.
- przemyślany, sprawiający mnóstwo frajdy, zręcznościowy model jazdy;
- niemal w pełni otwarty świat;
- śliczna oprawa wizualna;
- trafny dobór pojazdów;
- udana pełna polska wersja językowa.
- czasem dziwnie zachowująca się na drodze sztuczna inteligencja;
- gra mogłaby oferować więcej zróżnicowanych atrakcji.
Wydana przed kilkoma laty na Xboxa 360 Forza Horizon podbiła serca fanów wyścigów. Co dla mnie, przyznam, nie do końca było zrozumiałe. Po kilku godzinach zabawy dzieło Playground Games stawało się po prostu nużące, a całość była pomyślana w ten sposób, by sięgnąć głebiej do kieszeni graczy przy okazji wydawania kolejnych DLC. Taki sposób generowania zysków Microsoft udoskonalił przy Forzy Motorsport 5, która ukazała się przed rokiem. Taktyka jest taka: okrojenie gry z wielu ważnych funkcji, degresja liczby dostępnych pojazdów, z drugiej zaś strony sięgające absurdu kwoty, jakie trzeba było wydać za popularne, lecz dostępne jedynie w formie DLC samochody.
Microsoft tym razem nie starał się tak bardzo epatować wyciąganiem ręki po dodatkowe pieniądze. Mimo że jakiś czas temu doczekaliśmy się zapowiedzi przepustki sezonowej i programu VIP, to po kilkunastu godzinach spędzonych z nową Forzą Horizon nie poczułem się potraktowany jak gracz gorszej kategorii. Zabawy miałem pod dostatkiem, a jeżeli czułem jakieś ograniczenia, to wynikały one z samej struktury rozrywki, a nie manipulacji wydawcy.
Zabawa przenosi się z północnoamerykańskiego stanu Kolorado na południe Europy, w słoneczne rejony pogranicza Włoch i Francji. Trafiamy do świata niestawiającego prawie żadnych ograniczeń podróżowaniu. Prawie, bo jednak nie wszystkie wirtualne elementy ugną się pod naciskiem zderzaka naszego wyścigowca. Gdzieniegdzie nie da się przejechać z powodu postawionego murku czy niezniszczalnych pachołków, czyli zupełnie jak w rzeczywistości. „Dzwon” zapewnią nam także większe drzewa i słupy elektryczne. Wszelkie pozostałe „przeszkadzajki”, w tym kubły na śmieci, przydrożne słupki, a nawet krzesła i stoliki wystawione przed restauracjami w nadmorskich miasteczkach dostarczą nam dodatkowych punktów, podnoszących nasz status kierowcy.
Druga część Horizon dobrze wpasowuje się w tradycję serii. Jako fani motosportu i miłośnicy wyścigów wyruszamy na kolejny festiwal, na którym zmierzą się ze sobą najlepsi. Wsiadamy za kierownicę i przestajemy się przejmować jakąkolwiek fabułą, liczy się tylko poczucie pędu i smak zwycięstwa.
Zanim jednak zatracimy się do reszty, gra próbuje delikatnie, acz konsekwentnie kierować naszymi krokami. Dostępny teren został podzielony na sześć sektorów. Zamiast błądzić po całej mapie i chaotycznie poszukiwać czegoś do roboty, autorzy starają się uporządkować rozgrywkę, udostępniając jedne mistrzostwa naraz; odbywają się one tylko i wyłącznie na terenie któregoś ze wspomnianych sektorów. Po ich ukończeniu, a więc zwykle po przejechaniu czterech wyścigów, grupa wyrusza do następnego miasteczka, aby tam zacząć zabawę od nowa.
Przed startem proszeni jesteśmy o wybór odpowiadającej nam konkurencji – choć gra sugeruje tylko trzy, w rzeczywistości w każdej chwili mamy dostęp do całego ich spektrum – po czym najczęściej kupujemy w salonie nowy wóz pasujący do wcześniejszego wyboru i mkniemy. Nie przepadam za prowadzeniem za rękę w grach z otwartym światem, ale rozwiązanie zastosowane w Forzy Horizon 2 bardzo mi się spodobało. Dzięki niemu, zamiast marnować na początku zabawy czas na zwiedzanie okolicy w trybie jazdy dowolnej, rzuciłem się w wir wyścigów, co zaowocowało znacznie szybszym napływem gotówki i punktów doświadczenia.