autor: Przemysław Zamęcki
Rock of Ages - recenzja gry z gatunku tower defense
Trochę inne spojrzenie na gatunek tower defense. Zabawna gra o toczeniu kuli do bram wrogiego zamku wprost spod klawiatur chilijskich programistów.
Chilijska ekipa ACE Team ma na koncie całkiem nieźle przyjętą grę Zeno Clash, która do tej pory cieszy się niesłabnącą sympatią wielu fanów. Teraz przyszła pora na kolejny projekt, który – jak się okazuje – jest połączeniem zręcznościówki w rodzaju Super Monkey Ball i gier z gatunku tower defense. A wszystko to w oparach abstrakcyjnego humoru, do którego nawiązuje zarówno menu, jak i przerywniki filmowe przygotowane w formie zabawnych kolaży. Terry Gilliam, twórca oryginalnych animacji w produkcjach Monthy Pythona, ma – jak widać – bardzo pojętnych naśladowców.
Pamiętacie Syzyfa? To był taki koleś, co pchał pod górę wielką kulę i za każdym razem, kiedy już prawie udało mu się osiągnąć wierzchołek, kula wyślizgiwała mu się z rąk. Bohaterem Rock of Ages jest właśnie ten grecki heros, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by wybrać innego spośród kilku oferowanych przez grę. Tyle tylko, że oni akurat występują w scenkach przerywnikowych sporadycznie. Za to taki wybór przydaje się w trybie multiplayer, choć ma tam raczej umowne zastosowanie.

Zasady na pierwszy rzut oka są bardzo proste. Parafrazując znane powiedzenie trenera Kazimierza Górskiego, można stwierdzić, że kula jest okrągła, a bramy są dwie. I tak jest w istocie, bowiem naszym priorytetowym zadaniem, prowadzącym do zwycięstwa w każdym starciu z przeciwnikiem, jest uderzenie wielką granitową kulą we wrota zamku broniące dostępu do ukrywającego się wewnątrz oponenta. Kiedy już nam się ta sztuka uda, „rozmaślamy” delikwenta i przechodzimy do następnego etapu.
Oczywiście wraz z postępami w trybie kampanii zabawa zaczyna się komplikować i oprócz możliwości turlania kuli otrzymujemy dostęp do trybu budowy najprzeróżniejszych „przeszkadzajek”, którymi zagradzamy drogę prowadzącą do naszego zamku. Obiekty da się stawiać tylko w z góry wyznaczonych miejscach. Są wśród nich coraz potężniejsze wieże, wybuchowe beczki, katapulty, statki powietrzne, a nawet krowy czy w dalszej fazie mamuty, które poruszają się w obrębie kilku pól, utrudniając przepchnięcie kuli i zrzucając ją w przepaść. Warto nadmienić, że każda z lokacji składa się z zawieszonych w przestrzeni dość wąskich korytarzy, na których rozgrywa się cała akcja. Wypadnięcie kuli poza planszę nie przynosi żadnych negatywnych konsekwencji poza utratą cennych sekund potrzebnych na respawn.

A czasu w Rock of Ages prawie zawsze jest za mało. Pojedynek odbywa się bowiem w czasie rzeczywistym na lustrzanych odbiciach planszy i przeciwnik nie zasypia gruszek w popiele. Non stop buduje struktury zastępujące nam drogę do jego zamku, wypuszczając jednocześnie swoje kule. My musimy robić dokładnie to samo, a więc w kilkanaście sekund rozeznać się w strukturze planszy i postawić budowle tam, gdzie uważamy, że się nam przydadzą, po czym skupić się na pchaniu kuli, obserwując jednocześnie w prawym górnym rogu kulę przeciwnika. Bardzo przydaje się podzielność uwagi.