autor: Michał Basta
LEGO Star Wars III: The Clone Wars - recenzja gry
Gry o klockach LEGO cieszą się ostatnio coraz większą popularnością. Na ten rok zostały zapowiedziane aż dwie takie produkcje. Jak poradziła sobie pierwsza z nich?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wirtualna seria LEGO ponownie powraca do świata Gwiezdnych Wojen. Po The Complete Saga, skupiającej się na fabule sześciu filmowych części, przyszedł czas na The Clone Wars, pokazujące wydarzenia z pierwszych sezonów animowanego serialu pod tym samym tytułem. Autorzy dodali wprawdzie kilka nowych rozwiązań, ale ogólne zasady rozgrywki pozostały bez większych zmian. Dlatego, jeśli podobały Ci się poprzednie odsłony LEGO, powinieneś się dobrze bawić i przy najnowszym tytule.
Podobnie jak inne pozycje z serii LEGO The Clone Wars stanowi nietypowe połączenie gry zręcznościowej oraz logicznej. Jego unikatowość polega na tym, że pomimo swojej prostoty (podczas rozgrywki nie można na przykład definitywnie zginąć) wciąga na długie godziny, a przechodzenie kolejnych etapów dostarcza sporo satysfakcji. Twórcy jak zwykle umiejętnie dobrali proporcje walki, fragmentów zręcznościowych i łamigłówek, w wyniku czego zupełnie nie odczuwa się nudy, nawet pomimo faktu, że produkcja opiera się na niezmienionym od lat schemacie.
Tym razem autorzy przygotowali trzy kampanie koncentrujące się na walce z różnymi przeciwnikami. W panteonie „złych” postaci znalazły się: były Jedi Hrabia Dooku, który postanowił przejść na ciemną stronę Mocy, wojskowy dowódca Separatystów Generał Grievous oraz niebezpieczna komandor tej samej frakcji, czyli Asajj Ventress. Podobnie jak w poprzednich częściach kampanie możemy przechodzić w dowolnej kolejności. Każda z nich dotyczy bowiem innego wątku i stanowi zamkniętą całość.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po włączeniu gry, to jak zwykle świetny humor, objawiający się głównie w przerywnikach. Pastisz słynnych scen został wykonany znakomicie i nawet największe smutasy zapewne nieraz uśmiechną się przy poczynaniach klockowych bohaterów. Mnie najbardziej przypadły do gustu filmiki ze szturmowcami, chociaż należy zaznaczyć, że autorom udało się bardzo dobrze sparodiować praktycznie wszystkie postacie z ponad setki dostępnych. W grze nie brakuje ponadto odniesień do innych tytułów. Za dobry przykład może posłużyć animacja w windzie, kiedy w tle leci przerobiony Marsz Imperialny. Scena od razu przywodzi na myśl pierwszą część Mass Effecta, w którym jeżdżenie windą stało się wręcz kultowe.
W LEGO jak zwykle ważną rolę odgrywają wszelkiego rodzaju znajdźki. Ukończenie samego trybu fabularnego nie jest jakimś wielkim wyzwaniem, ale zaliczenie produkcji na 100 procent stanowi już nie lada wyczyn. Na każdym z etapów jest bowiem ukrytych 10 białych kanistrów, które zdobywa się na różne sposoby. Za jednymi wystarczy dobrze się rozejrzeć i po prostu do nich dotrzeć. Znacznie częściej pojawiają się one jednak po zniszczeniu kilku przedmiotów danego typu. Sprawia to, że na każdym z poziomów liczba wymaganych do znalezienia elementów może wynieść nawet kilkadziesiąt sztuk. Jeśli dodać do tego jeszcze zbieranie pieniędzy, kolekcjonowanie czerwonych i złotych klocków, odblokowywanie postaci oraz sekrety na naszym statku gwiezdnym, który stanowi coś w rodzaju bazy wypadowej, to otrzymujemy przynajmniej kilkanaście godzin dobrej zabawy.