Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 14 października 2010, 11:16

autor: Marek Grochowski

Pro Evolution Soccer 2011 - recenzja gry

W tym sezonie autorzy PES-a postawili na świeżość. Poza dostarczeniem świetnej rozrywki nie ustrzegli się jednak mnóstwa irytujących błędów.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Shingo Takatsuka wreszcie się zdecydował. Po zeszłorocznej dominacji konsolowej FIF-y główny projektant Pro Evo zarządził rewolucję i wysłał japońską kopankę z powrotem na kreślarską deskę. Plan zmian objął przerobiony system podań, realistyczną animację, nacisk na indywidualne akcje… słowem: wszystko, co mogło popchnąć grę w nowym, lepszym kierunku. I choć w dużej części wyszło to PES-owi na dobre, gdzieś w tej metamorfozie Azjaci znowu się pogubili.

Od samego początku Pro Evoluion Soccer 2011 daje do zrozumienia, że jest grą inną od poprzedniej. Już pierwsze podanie pokazuje zmodyfikowaną mechanikę, w której nie wystarczy tylko nacisnąć guzik, by posłać piłkę do partnera. Identycznie jak w „fifowym” Pro Passingu, w tej edycji trzeba dokładnie określić, w jaką stronę i z jaką mocą chcemy posłać łaciatą. Jeśli nie użyjemy odpowiedniej siły, podanie będzie za słabe lub za mocne, natomiast gdy wychylimy gałkę analogową pada z niewystarczającą precyzją, zamiast przekazać futbolówkę koledze z drużyny, kopniemy ją wprost pod nogi przeciwnika. Nowy system wymaga poświęcenia mu dużej ilości czasu, ale bardzo przydaje się, gdy chcemy zagrywać na wolne pole albo podać bezpośrednio do piłkarza znajdującego się w dalszej odległości. W ten sposób twórcy premiują bardziej ambitnych graczy, bo ci, którzy zawsze preferowali grę bliską, na jeden kontakt, szybko powrócą do klepek z użyciem LB. W Pro Evo 2011 wciąż da się konstruować akcje jak po sznurku, bez obawy, że rywal przetnie łańcuch podań.

Dośrodkowania nie sprawiają najmniejszych trudności.

Z drugiej strony produkcja z logiem Konami oferuje więcej swobody w kreowaniu gry. Decyduje o tym już sam rozmiar boiska, które nie jest tak klaustrofobiczne jak murawa w FIF-ie. Przeciwnicy zostawiają nam dużo, czasami nawet za dużo, przestrzeni w środkowej strefie, jest więc i miejsce, i czas, aby przygotować sobie strzał z dystansu albo rozpocząć drybling (z wybranymi zwodami, a nawet kombosami, dostępnymi pod prawą gałką). Prowadząc przy tym piłkę w otoczeniu grupy rywali, nie mamy denerwującego wrażenia, że przykleja się ona do nóg playmakera. PES 2011 pozwala też regulować tempo meczu, ale nawet przy standardowo zdefiniowanej prędkości nie sposób narzekać na dynamikę akcji. Okazji do kontrataków jest co niemiara i czasem w ciągu kilku sekund gra przenosi się z jednej bramki pod drugą. Przypomina to trochę podwórkową kopaninę, ale daje dużo satysfakcji – czy to z lekkich wrzutek na wybiegających napastników, czy z rozciągania akcji podaniami na skrzydło.

Gra dostarcza również multum możliwości, jeśli chodzi o rozwiązania taktyczne, od wzmożonego pressingu po wymienność pozycji i rozbieganie się partnerów na boki, gdy przejmiemy piłkę. Możemy też przyporządkowywać taktyki do poszczególnych faz meczu. Nie jest to wprawdzie Football Manager, ale w wielu sytuacjach nasze decyzje wpływają na zachowanie piłkarzy i jeśli denerwuje nas np., że pomocnicy nie ruszają ze wsparciem kontrataku, możemy ustawić im w opcjach większą skłonność do ofensywy albo po prostu rozstawić graczy po swojemu, używając na schemacie boiska metody „przeciągnij i upuść”.

Byłoby jeszcze piękniej, gdyby autorzy poszli za ciosem i oczyścili PES-a 2011 z regularnie pojawiających się błędów. Przypadkowe odbicia łaciatej od sylwetek zawodników można grze jeszcze wybaczyć, bo to w końcu piłka nożna, w której nie sposób wszystkiego perfekcyjnie zaplanować. Jednak na to, co wyprawiają bramkarze, nie da się już przymknąć oczu. Golkiperzy zachowują się nieporadnie i niewiele mamy szansę w tym aspekcie uratować, nawet wówczas, gdy przełączamy się na nich, zostawiając zawodników z pola pod opieką AI. Panowie stojący między słupkami przepuszczają anemiczne uderzenia, z rzadka wyłapują dośrodkowania zmierzające na piąty-szósty metr, a zamiast wychwytywać niegroźne strzały, niepewnie parują piłkę. Pół biedy, gdy robią to do boku, ale większość uderzeń z dystansu bramkarze „wypluwają” przed siebie, co natychmiast stwarza okazję dla czyhającego w polu karnym snajpera. W akcjach sam na sam spisują się nieco lepiej, poza tym jednak wciąż szwankuje ich komunikacja z linią defensywy, przez co albo niepotrzebnie wybiegają przed bramkę, albo zostawiają obrońcom do wybicia bezpańskie piłki.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.

FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok
FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok

Recenzja gry

Ostatnia FIFA autorstwa EA Sports. Koniec pewnej ery. Przyszłość serii rodzi wiele pytań, więc wypada cieszyć się tym, co jest. Sęk w tym, że nie do końca potrafię. Dostałem grę, w którą chciałbym wsiąknąć, ale za nią nie nadążam. FIFA 23 jest jak TikTok.

Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę
Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę

Recenzja gry

Żółta kartka to nie żarty, ale Mario Strikers, pomimo całej swojej fajności, w pełni na nią zasługuje. W tytuł ten naprawdę dobrze się gra, a z piłką przy nodze łatwo jest się zatracić, ale po końcowym gwizdku człowiek traci chęci do dalszej zabawy.