Disciples III: Odrodzenie - recenzja gry
Po 7 latach nieobecności na rynku Disciples powraca w odmienionej postaci. Czy nowy zespół sprostał wyzwaniu, jakim była kontynuacja legendy?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Disciples to bezdyskusyjnie jeden z gigantów wśród turowych strategii. Cykl osiągnął tę pozycję pomimo bardzo skromnej liczby gier wchodzących w jego skład. Dwie pełnowymiarowe produkcje plus kilka dodatków wystarczyły, by gracze jednym tchem wymieniali tę serię obok takich tuzów gatunku, jak Heroes of Might and Magic czy Warlords. Choć od premiery Disciples II minęło osiem lat, dla wielu fanów wciąż pozostaje on pewnego rodzaju wyznacznikiem jakości i wzorem dla innych gier. Nie dziwi więc, że oczekiwania względem części trzeciej są niemałe. Tajemnicą nie był również niepokój fanów o kierunek, w jakim podąża teraz ten cykl. Spore zmiany w mechanice rozgrywki w połączeniu z nowym zespołem produkcyjnym budziły uzasadnione obawy. Teraz, gdy finalny produkt wylądował na półkach polskich sklepów, możemy wreszcie sprawdzić, czy twórcom udało się stworzyć godną kontynuację i wprowadzić Disciples w nową dekadę.
Gra stanowi kolejny rozdział w ponurej historii krainy Nevendaar. Jest to mroczny i posępny świat, regularnie targany wojnami, w którym śmiertelnicy i ich losy są jedynie zabawką w rękach bóstw. Dzieje tych ziem od początku kształtowało pięć sił: krasnoludzie Górskie Klany, Hordy Nieumarłych kontrolowane przez bezcielesną boginię Mortis, Imperium Ludzkie, wypełniające rozkazy leśnego boga Galleana elfy oraz oddany upadłemu aniołowi Bethrezenowi Legion Potępionych. Te trzy ostatnie frakcje dostępne są w Odrodzeniu jako grywalne. Pozostałe mają zostać wprowadzone w przyszłych dodatkach (jak dotąd zapowiedziano pierwszy z nich, umożliwiający granie nieumarłymi).
Całość obmyślona jest w sposób przywodzący na myśl Starcrafta. Każda ze stron (Imperium, Legion oraz Leśny Lud) otrzymała własną kampanię. Wszystkie trzy dostępne są od samego początku i oferują w miarę składną i samodzielną opowieść. Jednocześnie fabuła wszystkich jest ze sobą połączona, dlatego najlepszym wyjściem jest ukończenie kampanii w kolejności zaproponowanej przez twórców. Historia zaczyna się od knowań anioła Izerela, który uważa, że Wszechmogącego zadowoli tylko całkowite oczyszczenie Nevendaaru z zepsucia. Dokonać ma tego niebiańska posłanniczka Inoel, która musi zebrać moc światła i uwolnić ją na ołtarzu w Świątyni Wniebowstąpienia, pozwalając oczyszczającemu płomieniowi strawić całe zło świata. Inoel zstępuje z niebios pod postacią spadającej gwiazdy. Widok świetlistego obiektu przecinającego łukiem horyzont nie umyka uwadze potęg rządzących Nevendaarem. Imperium, dotkliwie osłabione przegraną w ostatniej wojnie z elfami, chętnie wykorzysta każdą okazję do odrobienia strat. Zaczyna się wyścig między ludźmi a demonami o to, kto pierwszy dotrze do miejsca uderzenia gwiazdy.
Tym, co zawsze wyróżniało cyklna tle konkurencji, była atmosfera. Tak się jakoś składa, że twórcy turówek fantasy upodobali sobie jarmarczne kolory, cukierkową fabułę i pokazywanie konfliktów między dobrem a złem jedynie w czarno-białych barwach. Disciples nigdy takie nie było. Odpalając którąkolwiek grę z tej serii, można spodziewać się ciężkiego klimatu i moralnej dwuznaczności. Pomimo zmiany zespołu produkcyjnego i przejścia w pełny trójwymiar Odrodzeniu generalnie udaje się podtrzymać tę tradycję. Zacznijmy od tego, że mapy strategiczne są po prostu śliczne. Cechuje je duża liczba detali i odrobinę przytłumione barwy oraz chropowata faktura. Upływ każdej tury oznacza zmianę pory dnia, co dodaje grafice dodatkowej i bardzo sympatycznej różnorodności, choć cykl dobowy nie wpływa niestety w żaden sposób na samą rozgrywkę.