Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 maja 2001, 11:03

autor: Piotr Hajek

Resurrection: Powrót Czarnego Smoka - recenzja gry - Strona 2

Resurrection: Powrót Czarnego Smoka, to stworzona przez mało znaną firmę Nebula Entertainment gra z gatunku TPP, której akcja umiejscowiona została w klimatach gothic fantasy.

Kiedy już uporamy się z fabularnym wątkiem i pokonamy złego demona, możemy się zabrać za tryb „Walka”. Wygląda ona jak zwykła bijatyka typu Tekken, gdzie na ringu walczą ze sobą dwie postacie. Tutaj program daje nam w końcu do wyboru trójkę herosów. Od razu powiem, że nie jest ważne, kim gramy – wszystkie postacie są bardzo zrównoważone (Domenicus nie może chodzić po suficie a Daiko nie ma miejsca, aby korzystać z kul ognistych i niewidzialności), tak więc nie ma zbyt dużej różnicy pomiędzy kolejnymi postaciami.

Przeciwnicy są podzieleni na trzy grupy. W każdej z nich, uporządkowanych w kolejności od najsłabszego do najlepszego, mamy postacie z poszczególnych lokacji, np. Fort Niewolników, Zaklęte Miasto, itd. Aby uzyskać dostęp do kolejnych przeciwników, musimy pokonać ich poprzedników. Jest jedno ograniczenie – nie możemy walczyć z tymi, którzy są na obszarach jeszcze przez nas nie zbadanych.

Bijemy się na okrągłej arenie, otoczonej ze wszystkich stron barierkami (chyba żeby nikt nie uciekł z ringu). Walka toczy się do dwóch wygranych, czyli maksymalnie trzy rundy po 90 sekund. Przyznam szczerze, że ten właśnie rodzaj rozgrywki w Resurrection... wzbudził we mnie największe emocje. Przede wszystkim akcja toczy się cały czas i nie musimy biegać po różnych lokacjach w poszukiwaniu kluczy. Z walki na walkę poziom rośnie (chociaż nie zawsze, bo np. Kapłan, który normalnie rzuca bardzo groźne kule ogniste, tutaj jest nikim, a znajduje się pod koniec „piramidy” wrogów), a ostatni przeciwnicy (MegaTornum z pierwszego „bloku”, Gladiator z drugiego i Czarny Smok oraz Azogaraz z trzeciego) są naprawdę trudni od pokonania. Walka ze smokiem jest chyba najtrudniejsza, ponieważ nie ma miejsca na malutkiej arenie do manewrów i uskoków, a gdy smok uderzy ogonem (i trafi), to w zasadzie jest po grze. Z kolei nawet najmocniejsze uderzenia gracza nie zabiera mu więcej niż 1/20 energii. A trzeba go pokonać dwa razy.

Niestety, Resurrection... nie ustrzegł się kilku błędów, które wpływają mniej lub bardziej na grywalność. Grafika pozostaje daleko w tyle za aktualnymi standardami światowymi. Tekstury są bardzo małe, co w wypadku rozciągnięcia ich na ścianie wygląda wprost tragicznie. Postacie mają bardzo małą ilość wielokątów, co w połączeniu z teksturami nie najlepiej świadczy o grafikach. Muzyka jest też taka sobie – niby coś tam w tle przygrywa, ale przynajmniej nie przeszkadza. Gra działa w dwóch trybach graficznych: Direct 3D oraz Nebula Software Driver. Przeznam, że na D3D grało się w miarę nieźle, chociaż w trybie 800x600 ładowanie dłużyło się niemiłosiernie. Natomiast trybu softwareowego nie udało mi się wogóle odpalić. Zdziwił mnie fakt, że gra nie wykorzystuje bezpośrednio konkretnej karty wraz z jej możliwościami tylko ogólny tryb Direct3D (nie ma możliwości detekcji karty graficznej). Mało tego, kiedy odpaliłem grę w trybie 800x600 na GeForce2 MX, w pewnych momentach gra wyraźnie traciła płynność! Fakt ten może nieco dziwić, gdyż pomimo dość przyzwoitej konfiguracji komputera, niski „framerate” przy rozdzielczości 800x600 nie powinien mieć miejsca.

Grało mi się dosyć dobrze w Resurrection... Bardzo dobre zróżnicowanie postaci w trybie przygodowym, ciekawie skonstruowane poziomy (zobaczycie, jak ogromny jest zamek niewolników!) i po prostu radość z grania – przecież o to chodzi. Koniec końców, to pierwsza poważna produkcja panów z Nebula Entertainment, więc można im wiele wybaczyć.

Przy aktualnym tempie powstawania tego typu produkcji możemy się spodziewać w tym roku jeszcze co najmniej trzech tytułów, czyli chociaż jeden z nich będzie musiał być dobry. Na razie (oczywiście według mnie), najlepszym wyborem jest Severance : Blade of Darkness, następnie Rune, i niestety na końcu Resurrection.

Piotr „Annihilator” Hajek