Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 13 lipca 2007, 13:15

autor: Paweł "PaZur76" Surowiec

Colin McRae: DiRT - recenzja gry

Nowy Colin to jak najbardziej strzał (prawie) w dziesiątkę. Mistrzom Kodu ręka trochę się nieco omsknęła tu i ówdzie, niemniej wiele to nie psuje.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Zdaje się, że co młodszym graczom całkiem przed chwilą zaczęły się wakacje. Cóż, w moim umyśle znaczenie tego słowa już dawno zatarło się. Całe szczęście, że na świecie są jeszcze ludzie potrafiący ulżyć człowiekowi w jego codziennej gehennie. W tym konkretnym przypadku mam na myśli ekipę Codemasters i ich najmłodsze dziecko, Colina McRae: DIRT. Bobas właściwie się im udał: wygląda cudnie, jak już płacze, to brzmi to jak wakacyjny przebój. A i w pieluchę zbyt często nie robi. Chociaż, gdy mu się dobrze przyjrzeć, można się zastanawiać, czy nie uderzył się troszkę w główkę. Ale po kolei.

A pamiętasz, Zdzichu, jak w zeszłym roku była tutaj blokada i takiego jednego pociągnęliśmy spoilerem za krawat w paski dobre pół OS-a? Oj, się w tym błocie wytarmosił biedaczek, że jak Mulat potem wyglądał...

Po odpaleniu gry oczom naszym ukazuje się zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze” wykonujący swój sztandarowy przebój. Heh, nie, tutaj jest tradycyjnie: Mistrzowie Kodu serwują nam nienagannie zrealizowane, choć mało oryginalne intro (wprawdzie z ciekawymi, płynnymi przejściami pomiędzy kolejnymi sekwencjami filmowymi). Dobrze wyglądają okienka menu, takie jakby zawieszone na ekranie. W ogóle interfejs gry jest frapujący: nawet ekrany ładowania poszczególnych Odcinków Specjalnych przykuwają do monitora, bo wyświetlają statystyki gracza: ulubione trasy, nawierzchnie, samochody, liczbę przejechanych kilometrów, najdłuższe skoki, poślizgi etc.

Sercem trybu off-line jest bez wątpienia tryb kariery, zbudowany na zasadzie 11-piętrowej piramidy, której podstawę stanowią mało wymagające wyścigi składające się zwykle z jednego odcinka. Im wyżej, tym mniej rajdów, ale za to rośnie liczba odcinków w nich i trasy stają się coraz trudniejsze technicznie. Kompozycja jest więc dosyć udana i spory potencjał zabawy w niej drzemie, a żeby jeszcze ją uatrakcyjnić, w tej odsłonie programu dodano zupełnie nowe dyscypliny. Poza tradycyjnymi rajdami, w których ścigamy się tylko z czasem, weźmiemy więc udział w off-roadowych zmaganiach z podobnymi nam śmiałkami i to w tak niecodziennych (jak na Colina) wehikułach jak: ciężarówki marki Kamaz lub Kenworth (bardziej znane z 18 Wheels of Steel), terenówki firm Mitsubishi, Volkswagen i BMW czy wreszcie wozy typu Buggy. Wygrane w wyścigach umożliwiają wspinanie się po drabince sukcesu, dają też wirtualną mamonę na odblokowywanie i zakup kolejnych samochodów wszelakiej konstrukcji (z napędem na cztery koła, na oś przednią lub tylną itp.). Łącznie na odkrycie czeka imponująca liczba ponad 40 wózków i 180 różnych rodzajów malowania. Długie godziny, ba, dni zabawy mamy więc jak w banku.

Recenzja gry Need for Speed Unbound - totalne przeciwieństwo Forzy Horizon
Recenzja gry Need for Speed Unbound - totalne przeciwieństwo Forzy Horizon

Recenzja gry

Need for Speed Unbound to z jednej strony mała ewolucja poprzedniej odsłony cyklu zatytułowanej Heat. Ale to również tytuł, który odważnie wypełnia luki w tym, czego nie daje Forza Horizon – i jest to jego największa zaleta.

Recenzja gry Gran Turismo 7 - premiera spóźniona o 5 lat
Recenzja gry Gran Turismo 7 - premiera spóźniona o 5 lat

Recenzja gry

Na PlayStation 5 Gran Turismo 7 błyszczy, bo po prostu nie ma żadnej konkurencji. Na tle całego gatunku to jednak mocno spóźniona premiera nieco przestarzałej już gry.

Recenzja gry Forza Horizon 5 - ale cudny ten Meksyk!
Recenzja gry Forza Horizon 5 - ale cudny ten Meksyk!

Recenzja gry

Odgrzewany kotlet jeszcze nigdy nie smakował tak dobrze. Albo raczej jeszcze nigdy nie miał smaku pysznej tortilli czy burrito. Mimo braku istotnych zmian, nowa Forza Horizon 5 wygląda obłędnie i nie pozwala się oderwać od meksykańskich szos i bezdroży.